2015.12.26 Death Valley, CA (dzień 2)

Dzisiejszy dzień był zupełnie inny niż wczorajszy. Z czym wam się kojarzy Dolina Śmierci??? Gorące klimaty, sucho i pustynnie. Do dzisiaj też tak nam się wydawało.

Dolina Śmierci to też wysokie góry sięgające powyżej 10000 feet, gdzie śnieg leży pół roku. Telescop Peak jest najwyższym szytem w tym parku i sięga 11,043 ft. (3,366m). Oczywiście to też był nasz cel dzisiejszego dnia. Szlaków jest pełno na wiele innych szczytów ale my chcieliśmy uderzyć na najwyższy. Mieliśmy co prawda plan zapasowy jakby na Teleskopie było za dużo śniegu.

Pobudka musiała być w środku nocy bo przecież ten park jest ogromny. Z hotelu na początek hiku jest 124 mile (200 km). Na szczęście większość drogi była asfaltowa, tylko ostatnie parę mil był off-road, ostro do góry po śniegu. Ale mając taki samochód, nie było żądnego problemu.

Ja jak i pewnie większość z was uważałem, że duże amerykańskie samochody to przerost formy nad treścią. Wypożyczyliśmy z Budget Forda F-150 XLT pickup-truck. Zdecydowałem się na to z paru powodów. Po pierwsze jeździliśmy po tych rejonach Jeep'em Cherokee, fajny samochód ale nie na off-road. Po drugie żadna wypożyczalnia nie gwarantuje samochodu z napędem na 4 koła z blokadami. Chyba, że wybierzesz pick-up. I powiem wam, jest tańszy niż full size SUV. Ford jest mocny, niezawodny, potężne koła, dużo miejsca no i paka na którą można wrzucić wszystko jak brudne buty po hiku...i śmierdzące skarpetki też.

Wiadomo, mieszkając w dużych miastach nie potrzebujesz takiego samochodu. Ale tutaj to zupełnie inna bajka. Na parkingach czujemy się jak lokalni, turyści nas zaczepiają i pytają o drogę. Pewnie pomyślicie, że ten silnik V8, pewnie ponad 4 litry dużo pali. Spalał nam prawie tyle co nasza Mazda, No chyba, że się bawisz off-road. Ale to już inna kwestia.

No ale wracając do hiku, to o 8:15 wyruszyliśmy z nadzieją zdobycia szczytu. Jest to długi hike, 14 mil (22.5 km) w obie strony i 3tys ft. do góry. Jest to bardzo dużo, zwłaszcza, że start jest z 8000 ft. A my oczywiście nie mieliśmy aklimatyzacji – wręcz przeciwnie, wczoraj chodziliśmy po depresji.

Wyruszając było dość zimno (ok. 20F /-6C) ale to nas nie martwiło. Martwił nas dość mocny wiatr. Miejmy nadzieję, że wschodzące słońce zmniejszy jego siłę. Pierwsze 2 mile i 1500 ft do góry szło się dość przyjemnie po zboczu grani. Większość czasu trasa jest nie zalesiona więc widoki na całą Dolinę Śmierci były fascynujące.

Czas szybko mijał i o 10 rano byliśmy na przełęczy gdzie ukazał się nasz cel. Śniegu dalej nie było dużo natomiast wiatr stawał się coraz mocniejszy, zwłaszcza na odkrytych terenach. Pozapinaliśmy nasze kurtki i wzięliśmy się do roboty. Niestety szlak schodził trochę w dół (ok. 300 ft.) fajnie się schodziło ale wiedzieliśmy, że będziemy musieli to wcześnie czy później nadrobić. Na tym odcinku wiatr był dość mocny więc walcząc z nim nie zwracaliśmy uwagi na utratę wysokości.

Ok. 11:30 podeszliśmy pod zbocze Telescop Peak. Na szczyt mieliśmy 1500 ft i 2-3 mil. Na tym etapie nasza woda już zamarzła pomimo że wydmuchiwaliśmy ją z rurek. Wszędzie do tej pory to zdawało egzamin czyli musiało być bardzo zimno. Do tego coraz to mocniejszy wiatr, na pewno nam nie pomagał. Ale my się dalej nie poddawaliśmy. Stromymi zig-zak'ami wspinaliśmy się do góry. Mimo, że mieliśmy zimowe buty i rękawice to czuliśmy, że długo w takich warunkach nie możemy przebywać a na pewno nie zatrzymywać się. Było już ponad 10 000 ft. czyli jednocześnie ubywało tlenu.

Nie mieliśmy za wiele czasu (mróz i wiatr,) ale szło się dość wolno. GPS nam pokazywał, że ciągle jeszcze dużo mamy. Miejscami nogi nam się plątały (na stromym zboczu) bo wiatr ciągle próbował nas przewrócić.

Wysokość 10 800 ft. - decyzja zespołu, WRACAMY. Wiem, zostało 200 ft do szczytu ale w tych warunkach to może być nawet ponad godzina w dwie strony. Nie wiemy jaka dokładnie była temperatura ale chyba nigdy nie byłem w tak silnym, mroźnym wietrze (windchill dochodził do minus kilkudziesięciu stopni C). Parę godzin później jak grzaliśmy się w samochodzie to aż czuliśmy pieczenie skóry. Ciekawe komu pierwszemu będzie schodzić skóra z twarzy. W samochodzie dziękowaliśmy sobie nawzajem za mądrą decyzję. Mądry jest ten kto zawróci a nie ten kto nie wróci., albo wróci z odmarzniętymi palcami i nosem.

Nie wiem czy będziemy wracać na ten szczyt, bo byliśmy prawie na szczycie, więc widoki są porównywalne. Ty należysz do szczytu tak długo jak z niego nie zejdziesz, a nie jak go tylko zdobędziesz. Oczywiście bardzo polecamy ten hike, przepiękne widoki, nie techniczny i dość łatwy pod warunkiem, że pogoda sprzyja. Jego nawet można robić w lato, pomimo że wtedy na dole jest 130F, to na górze powiewa przyjemny chłodek. Pamiętajcie 14 mil na tej wysokości to nie jest spacer w parku.

Nagrodą za ten hike była droga mleczna. Tak jak widzieliśmy gwiazdy dzisiaj to chyba nigdy nie widzieliśmy, aż było biało na niebie. Dolina Śmierci ma certyfikat czarnego nieba jako jedyny park w kontynentalnej części Stanów (nie licząc Alaski). Dziś już jesteśmy za bardzo zmęczeni ale jutro aparaty, kamery i statywy pójdą w ruch.
Taki dzień trzeba zakończyć w Steakhousie. Dobre mięsko i pyszne wino....mam nadzieję, że na tej pustyni coś najdziemy bo polować już nie mamy siły.

Previous
Previous

2015.12.27 Death Valley, CA (dzień 3)

Next
Next

2015.12.25 Death Valley, CA (dzień 1)