2017.04.08-09 Kuala Lumpur, Malezja (dzień 1)
W pomyśle i realizacji tych wakacji jak zwykle pomogły nam linie lotnicze. Wstępnie na początku tego roku mieliśmy jechać do Indii. Niestety, jak to często bywa, życie pokrzyżowało nam plany i Indie musieliśmy przesunąć na inny okres. W kwietniu, kiedy oboje możemy już gdzieś wyjechać na dwa tygodnie jest tam za gorąco, więc musieliśmy wymyślić coś innego.
Wiele ciekawych zakątków Świata chodziło nam po głowie, aż tu pewnego dnia Ilonka pisze do mnie z pracy, że Qatar Airways ma specjalną ofertę.
"...Można lecieć tymi liniami aż do Azji południowo-wschodniej za jedyna $500 w obie strony..." Ilonka napisała. Hmmm.... pomyślałem, ten rejon Świata może nie był na samej górze naszych planów wakacyjnych, ale kiedyś, przynajmniej raz w życiu, chcieliśmy go odwiedzić. Jako bazę startową wybraliśmy Kuala Lumpur, stolicę Malezji. Wielu-milionowe miasto leżące w zachodniej części kraju.
Plan na następne 17 dni mamy następujący:
Lecimy z Philadelphia do Doha w Qatar. Tam mamy przesiadkę i dalej Qatar Airways lecimy do Kuala Lumpur. Zwiedzamy miasto i dwa dni później, już samochodem zwiedzamy kontynentalną część Malezji. Następnie przyjdzie czas na Singapur, a potem na Indonezję. Tam trochę świątyń, trochę hików na wulkany, smoków z Komodo.... Pod koniec znów Kuala Lumpur i powrót do domu. W powrotnej drodze wybraliśmy 12-to godzinną przesiadkę w Doha, żeby zobaczyć trochę tego przepychu i bogactwa. Plan jak zwykle jest napięty ale ciekawy. Polecimy, aż 11 samolotami, popływamy łódkami, pojeździmy samochodami... Miejmy nadzieję, że wszystko przebiegnie bez komplikacji i uda nam się wszystko zrealizować i ładnie opisać. Lecą z nami znajomi, to powinno być raźniej. Ponad połowa naszej trasy pokrywa się z ich planami, więc będzie razem można gdzieś "po rozrabiać".
Jednym z czynników wpływających na niską cenę zapewne jest wylot z Philadelphii, stolicy Pensylwanii. Lotnisko JFK w Nowym Jorku jest na pewno o wiele droższe. Rano w sobotę, bez żadnych korków, samochodem w dwie godziny dojechaliśmy do Międzynarodowego Portu Lotniczego w Philadelphii. Wszystko tu jest tańsze, nawet parking na samochód. Kosztuje niecałe $7 za dobę, a nie $17 jak na JFK. Ilość ludzi też jest o wiele mniejsza i po szybkiej odprawie spotkaliśmy się z naszymi znajomymi przy pierwszym śniadaniu na tej podróży.
Qatar Airways należy do światowej czołówki najlepszych linii lotniczych. Lecieliśmy już Emirates i Etihad?, które też są w tym elitarnym klubie. Spodziewaliśmy się super samolotu i jeszcze lepszego serwisu. W miarę nasze oczekiwania się spełniły. Mieli co prawda parę minusów, ale ogółem było wszystko ok. Spóźnili się ze startem jakieś 20 minut (ale nadrobili w powietrzu), brakło im jednego rodzaju jedzenia i na drinki trzeba było czekać dłużej niż w Emiratach. Chyba Emiraty za bardzo nas rozpieściły. Lot był dosyć długi, bo trwał aż 12 godzin. Na szczęście w takich liniach nawet się tego nie odczuwa. Nie dość, że jest dużo miejsca na nogi, to znowu nasz plan się udał i mieliśmy 3 miejsca. W sumie to trzecie miejsce przez większość lotu było zajęte przez mojego kolegę, który bardzo intensywnie pomagał mi "upłynnić" ten długi lot. Niestety samolot nie mógł lecieć w linii prostej. Jest trochę niegrzecznych ludzi na naszej planecie i musieliśmy ich omijać. W ten sposób ominęliśmy Ukrainę i Syrię.
W dobrym towarzystwie szybko leci czas i nawet nie zauważyliśmy kiedy zaczęliśmy się obniżać i naszym oczom ukazał się zupełnie inny krajobraz. Wylądowaliśmy w Doha, stolicy Qataru. Jest to chyba jedno z większych lotnisk w jakich byłem a na pewno mają największego miśka.
Dłuuuuugo trzeba było iść, żeby dojść do części głównej, a następnie do naszego rękawa. Widać, że mają tu za dużo miejsca. Wszystko jest takie wielkie, obszerne, szerokie. Lotnisko posiada 30 restauracji, hotel, basen, siłownie, spa, wiele sklepów..... Trzeba im przyznać, że dbają o czystość. Począwszy od toalet, poprzez korytarze, a skończywszy na detalach, wszystko wypucowane na maxa! OK, mają jedną wadę, było za ciepło. Ja wiem, że jest 6 rano, na zewnątrz pewnie jest +30C, ale mogliby to lepiej schładzać.
2.5h przesiadka zleciała (w większości na przemieszczaniu się i obowiązkowych zakupach w duty free) i zapakowali nas do kolejnego samolotu. Tym razem "krótki" lot, tylko 7.5h. Znowu będzie drastyczna zmiana klimatu. Startujemy z suchych, pustynnych krain, a wylądujemy w wilgotnym i tropikalnym rejonie. Ach ta nasza Ziemia, taka mała, a taka różnorodna.
Kolejny raz linie nie zawiodły i w wygodnych warunkach, na wysokości 12km nad Indiami i Oceanem Indyjskim udawaliśmy się dalej na wschód. Lecimy w bardzo ciekawą i odmienną część globu, w miejsca, które dla ludzi z zachodniego świata są zupełnie inne, egzotyczne, tropikalne. Miejsca, które większość z nas zna tylko z tv i internetu. Miejmy nadzieję, że ludzie, kultura, krajobrazy, zabytki, jedzenie.... i wszystko inne zaskoczy nas pozytywnie i będziemy wszystkich namawiać żeby udali się w tą daleką podróż.
Przed samym lądowaniem popsikali czymś samolot, powiedzieli, że takie są przepisy i wylądowaliśmy. Odebraliśmy plecaki i po 29 godzinach podróży wreszcie mogliśmy wyjść na zewnątrz i zacząć od najważniejszego punktu podróży.
Była 10 wieczór, a dalej było gorąco. Czuje, że tutaj, na równiku upał będzie nam na maksa doskwierał. Nasz hotel, Pullman, znajduje się w centrum Kuala Lumpur. Lotnisko oddalone jest aż o 60km od miasta. Na szczęście Uber też już tutaj doszedł i nawet ma dobre ceny. Za 6 osób wyszło tylko $30, taniej niż pociąg. Po kolejnej godzinie ukazało nam się Kuala Lumpur.
W Doha kupiliśmy sobie fajne whisky, Cragganmore Speyside Single Malt. Piłem już trochę scotch, ale tego chyba jeszcze nigdy nie piłem. Nawet dobre, dobrze pasowało do jedzenia i do naszych zmęczonych twarzy. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, powspominaliśmy najdłuższą podróż każdego z nas i poszliśmy spać. Jutro długi dzień, zwiedzamy stolicę Malezji, Kuala Lumpur.