2021.08.24 Juneau, AK (dzień 3)

Zawsze trzeba mieć plan awaryjny… to jest motto dzisiejszego dnia. Plan awaryjny jednak nie może polegac na pójściu do baru czy zostaniu przed telewizorem. Plan awaryjny na wakacjach to zwiedzanie czegoś czemu pogoda nie przeszkodzi. Jak się dziś obudziliśmy i za oknem zobaczylismy typową pogodę jak na Alaskę, a potem jak 30 min później już nawet z okna nie widzieliśmy gór to wiedzieliśmy, że czas rozważyć plan awaryjny.

Nasz pierwotny plan to było zdobycie góry McGinnis. Nasz plan awaryjny to wyjście z tego samego parkingu i dojście trasą ice cave (jaskinia lodowa) do lodowca Mendenhall. Wstaliśmy wcześnie, tu nam się przydaje, że operujemy nadal na NY strefie czasowej. Chodzimy spać o 22, wstajemy o 6 rano …idealnie na spacerki. No więc skoro już wstaliśmy, spakowaliśmy się w góry to nie było innego wyjścia niż wsiąść w samochód i pojechać na szlak. A potem się zobaczy… czasem życie trzeba brać minuta po minucie.

Tak pięknie padało jak dojechaliśmy na parking. Hmmm…. Jak to się mówi “nie ma złej pogody tylko ludzie są czasem źle przygotowani”. No to się przygotowaliśmy, ubraliśmy przeciwdeszczowe kurtki, spodnie, założyliśmy stuptuty i ruszyliśmy na szlak. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na dojście do lodowca trasą Ice Cave. Przynajmniej zobaczymy lodowiec, z góry raczej ciężko nam będzie cokolwiek zobaczyć. Nie wielu takich odważniaków jak my było rano. Wychodząc na szlak tylko nasze autko było na parkingu.

Początek szlaku był idealny, szeroka droga, że nawet mogliśmy iść jeden obok drugiego. Lekko tylko podnosiła się do góry, w lesie nawet tak nie padało - no poprostu cud.

Od początku trasy pojawiają sie tabliczki gdzie lodowiec dochodził w którym roku. Daje to do myślenia. Pierwsza tabliczka 1910 jest zaraz przy wejściu na szlak. Druga 1942 gdzies po 45 minutach a potem to coraz szybciej pojawiają się tabliczki.

Lodowiec Mendenhall jest jedną z najsłynniejszych atrakcji w Juneau. Podobno, jest to też jeden z najładniejszych lodowców…o tym ciężko mi powiedzieć bo az tyle ich w życiu nie widziałam ale na pewno cieszyłam się, że zobaczę kolejny lodowiec w życiu z bliska. Lodowiec Mendenhall ma pół mili (0.8 km) szerokości a jego grubość lodu sięga 1800 ft (550 m).

Zanim jednak zobaczy się lodowiec trzeba trochę się przejść. Z każdym rokiem lodowiec topi się coraz bardziej, kurczy się i trzeba pokonać więcej kilometrów, żeby go zobaczyć. Kilometry to pół biedy ale tabliczki z latami informujące gdzie sięgał lodowiec daja do myślenia. Darek był nad tym lodowcem ok 16 lat temu i lodowiec sięgał dużo dalej niż aktualnie.

Szlak ogólnie był dość bardzo dobrze przygotowany. Mała wspinaczka wymagana była tylko między tabliczką z rokiem 1984 a 1992. No tak…jak ja się urodziłam to już nic nie jest łatwe… natomiast potem znów trasa nawet fajnie szła skałkami.

Od tego momentu lodowiec już był widoczny i od pierwszego spojrzenia zrobił on na mnie duże wrażenie. A potem tylko zbliżaliśmy się coraz bliżej a lodowiec starał się coraz ładniejszy.

Do tego lodowca można dojść bardzo blisko. Mapy pokazywały koniec trasy dużo wcześniej. No tak…lodowiec się stopił i znów trzeba nowe mapy i szlaki rysować. Na szczęście trasa była dobrze wydeptana i nawet nie trzeba było na mapy patrzeć.

Podeszliśmy bardzo blisko i na kamieniach z widokiem na biało niebieski lodowiec podziwialiśmy piękno natury.

Uwielbiam ten lodowcowy kolor niebieski…. mogłabym tak godzinami patrzeć.

Niestety zaczynało znów padać - żadna nowość na Alasce i postanowiliśmy zakończyć przerwę i wracać spowrotem.

Przez całą trasę do lodowca nie spotkaliśmy nikogo. Dopiero w drodze powrotnej zaczęliśmy mijać ludzi. Najpierw biegaczka - podziw, że po takiej kamienistej trasie biega. Ale widać, że lokalna i wie co robi. Potem parę na pontonie… no tak, pod lodowiec można też podpłynąć. Aż w końcu parę z przewodnikiem, który nam zdjęcie pstryknął.

Zaskoczyła nas jedna rzecz…przewodnik i para turystów miała na nogach gumiaki. Nie byle jakie … gumiaki firmy Xtratuf. Podobno są to najbardziej popularne i przydatne buty na Alasce. Nie ważne czy idziesz łowić ryby, w góry, do biura czy do ekskluzywnej restauracji. Może też powinnam sobie takie sprawić na Nowojorskie deszcze, bo coraz częściej jak pada to w metrze jest wody do kostek.

Potem widzieliśmy jeszcze kilka grup w słynnych gumiakach. Na deszcz rozumiem, że są one przydatne ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić chodzenia w nich po skałach i kominach skalnych.

Im bliżej parkingu tym więcej ludzi widzieliśmy. Trasa nie jest długa (nam zajęła) okolo 5h z dużą ilością czasu na zdjęcia i odpoczynek. Tak, że późny start jest ok. Ja jednak nie zazdrościłam ludziom, którzy dopiero teraz w tym deszczu szli w kierunku lodowca. Dla nas deszczyk przestał padać w samą porę, żebyśmy mogli podziwiać lodowiec.

Przemoczeni wróciliśmy do autka, na szczęście tam czekały już na nas suche ubrania na przebranie. Zawsze w aucie mamy suchy zestaw ubrań bo najgorsze to siedzieć w mokrej koszulce. Zanim jednak pojechaliśmy do domku na ciepłą herbatkę to musieliśmy wstąpić na pole namiotowe “Mendenhall Campground”. Darek lata temu nocował tam jak zwiedzał Alaskę z kolegą. Camping robi wrażenie. Położony nad samym jeziorem z widokiem na lodowiec. Jak ktoś lubi biwaki to miejscówka pierwsza klasa.

W domku wielkie suszenie. Wszystko mieliśmy albo w błocie, albo mokre. No nic…rzeczy wyschną a zdjęcia i wspomnienia zostaną. Rozgrzani ciepłą herbatką, zaczęliśmy myśleć poważnie o kolacji. I tu pojawił sie problem. W Juneau jest bardzo mały wybór restauracji. Teoretycznie w Juneau jest 92 restauracje. Problem polega na tym, że głównie są to bary gdzie można zjeść hamburgera. Wszedzie jest łosoś ale ile tego łososia możemy jeść….

Wybór padł na Red Doog Saloon. Mieliśmy szczęście, że mieli też muzykę na żywo tak że klimat był. Zapowiadało się super. Zamówiliśmy żeberka, skrzydełka z kurczaka i słuchaliśmy muzyki i jak piosenkarz nabija się z ludzi z rejsów.

W pewnym momencie padło pytanie, ile ludzi w barze jest ze statków. Połowa sali podniosła ręce. Myślę, że było więcej tylko inni się wstydzili albo nie słuchali. Wtedy pomału wszystkie fakty zaczęły się składać. Miasteczko Juneau żyje dzięki rejsom jakie tu przypływają. Całe życie i biznesy toczy się pod kątem przypływów i odpływów tych wielkich statków. Nic dziwnego, że nie ma tu dobrych, wypasionych restauracji. Lokalnych raczej nie stać na ekskluzywne jedzenie po knajpach a turyści ze statków mają zapewnione wyżywienie więc też za bardzo nie będą jeść tylko zamówią jakieś skrzydełka do piwa w barze. Niestety nasze skrzydełka i żeberka pływały w sosie BBQ tak że aż straciły smak. No nic… jutro na kolację chyba pizza poleci.

Previous
Previous

2021.08.25 Juneau, AK (dzień 4)

Next
Next

2021.08.23 Juneau, AK (dzień 2)