2022.09.06 Zakopane, PL (dzień 11)

Na wakacje na wakacjach wybraliśmy Zakopane. Lubimy góry, lubimy Tatry, nie do końca zatłoczone miasteczka. Na szczęście Zakopane to nie tylko Krupówki i Gubałówka. To także piękne Tatry!

Nie mam sentymentu do Zakopanego jako miasta, natomiast mam do górzystej części i do „Kablowskich” domków w których oczywiście mieszkaliśmy.

Ośrodek położony jest na obrzeżach miasta, bliżej gór w rejonie Kuźnic. Składa się z kilkudziesięciu domków położonych w cieniu drzew iglastych nad dwoma potokami górskimi.

Jak jeszcze mieszkałem w Polsce to każdego roku spędzaliśmy wakacje (letnie lub zimowe) w tym ośrodku. Lokalizacja i klimat przyciągał nas co roku w te malownicze tereny.

Większość domków pamięta jeszcze czasy z przed kilkudziesięciu lat i ich stan wymaga remontu. Natomiast właściciele remontują albo budują zupełnie nowe chatki. Myśmy mieli domek numer 3. Jest to nowo wybudowana chata góralska która poza niewygodnymi materacami miała wszystko co potrzebuje turysta do spędzenia paru dni w górach.

Zwłaszcza ganek przed domem przypadł nam do gustu i codziennie spędzaliśmy tam wieczory. Gdzie w blasku księżyca i przy szumu górskiego strumyka można było usiąść i pogadać. Powspominać i zarazem planować następny dzień.

Wczoraj wieczorem też było planowanie dzisiejszego dnia. Dzięki książce „Dom bez adresu” którą Ilonka ostatnio czytała, postanowiliśmy odwiedzić schronisko w Pięciu Stawach i zjeść ich szarlotkę.

Plan był dość intensywny i długi. Mieliśmy wyjść z Kuźnic, dojść do Murowańca, następnie przez przełęcz Krzyżne do Piątki i zakończyć w Morskim Oku.

Niestety nie zapowiadali dobrej pogody i na 80% miało padać. Oczywiście nie można było zrezygnować z szarlotki, więc Piątkę dalej trzeba było odwiedzić, ale musieliśmy trochę skrócić hike.

Postanowiliśmy dojść do Pięciu Stawów doliną Roztoki. Potem jak pogoda pozwoli to przejść do Morskiego Oka przez przełęcz Świstówka Roztocka. Do schroniska idzie się w dolinie, więc ewentualna burza czy deszcz nie są aż tak straszne.

Samochód zaparkowaliśmy na Łysej Polanie / Palenicy. Dokonaliśmy obowiązkowych opłat za parking i za wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego i wraz z niezliczoną ilością turystów ruszyliśmy drogą asfaltową w kierunku Morskiego Oka.

Ale tu jest ludzi, tak z Ilonką stwierdziliśmy idąc tą rzeką ludzi w górę. Jeden za drugim, krok za krokiem każdy idzie w jednym kierunku. My dużo chodzimy w Stanach po górach. Wschodnie albo zachodnie wybrzeże. Ilość ludzi w Stanach na szlakach jest o wiele mniejsza. Czasami miną godziny i nikogo nie spotkamy.

Pierwszy punkt na naszej dzisiejszej wycieczce to dotarcie do Wodogrzmotów Mickiewicza. Osiągnęliśmy to w 45 minut. Bardzo łatwy odcinek po drodze asfaltowej.

Od tego momentu szlak w końcu się zmienia i schodzimy z asfaltu na coś co bardziej przypomina górską ścieżkę. Ilość ludzi też ubyła. Większość turystów dalej szła asfaltem do Morskiego Oka. Wcale nie oznacza to, że byliśmy sami na szlaku, ale już nie musieliśmy iść gęsiego jeden za drugim.

Szlak idzie przez przepiękna Dolinę Roztoki, wzdłuż strumyka. Na odcinku 4.9 km (3 mile) musimy się podnieść o 596 metrów (1955 ft). Nie jest strono, ale pojawiają się odcinki które zwiększają częstotliwość bicia serca.

Im dalej w głąb dolinki tym ładniejsze widoki otaczających nas gór.

Pod koniec szlak rozdziela się i można dojść do Piątki zielonym szlakiem przez Wodospad Siklawa.

Oczywiście tak zrobiliśmy i nie żałowaliśmy.

Mimo, że wyższe partie gór były w chmurach to i tak widoki były piękne a sama Siklawa też niczego sobie.

Do schroniska w Pięciu Stawach dotarliśmy około 11:30. Ku naszemu zdziwieniu nawet nie było takie pełne i można było usiąść. Obowiązkowe naleśniki, Szarlotka i coś do picia wleciało na stół.

Po przeczytaniu książki „Dom bez adresu” Ilonka zna imiona prawie wszystkich pracowników schroniska. Jednak jakoś nie chciała mi ich przedstawić, więc po posiłku wyszliśmy ze schroniska.

Chmury były już znacznie niżej. Zapowiadało się na deszcz, ale prognozy nie były aż takie złe więc ruszyliśmy na przełęcz Świstówka w celu dotarcia do Morskiego Oka i dołączenia do reszty ekipy.

Pożegnaliśmy się z przepiękną, ale zachmurzoną doliną Pięciu Stawów i ruszyliśmy niebieskim szlakiem do góry.

Znowu jakoś ludzi przybyło. Może nie było ich aż tyle co na drodze asfaltowej do Morskiego Oka ale było ich sporo. Powodem pewnie było zamknięcie w celach remontowych drugiego szlaku do Morskiego Oka, przez Szpiglasową przełęcz.

Szlak szedł do góry, ale nic trudnego.  Był wystarczająco szeroki, więc mijanie czy wyprzedzanie ludzi nie sprawiało wielkiego problemu.

Jedną z rzeczy którą zauważyłem to brak mówienia cześć albo dzień dobry. Oczywiście zdążają się pojedyncze przypadki albo są bardzo sporadyczne. Myślę, że przy tym ogromie turystów ciągłe witanie się w górach po jakimś czasie chyba by się znudziło.

Przełęcz Świstówkę osiągnęliśmy około 13:15. Prawie weszliśmy w chmury, ale na szczęście nie padało i nie wiało.

Z przełęczy rozciąga się przepiękny widok na Tatry wysokie, ale niestety nie dzisiaj. Chmury zachowały ten widok dla siebie.

Strome zejście do Morskiego Oka sprawiało troszkę trudności. Większość szlaku to stopnie skalne z wyślizganego granitu. Niestety były mokre a w nocy musiało tu mocno padać i były pokryte ziemią.

Pomalutku, ostrożnie, krok po kroku schodziliśmy w dół.

Mocny deszcz nas złapał już prawie pod koniec zejścia. Do tego stopnia lało, że musieliśmy ubrać przeciwdeszczowe kurtki i trochę przeczekać pod drzewami.

Do schroniska mieliśmy zaledwie 10-15 minut, więc jakoś dotarliśmy. Ale tu było ludzi!

Pewnie też dlatego, że na zewnątrz mocno padało. Na szczęście pozostała część naszej ekipy tu już siedziała i miała dla nas stolik z widokiem na Morskie Oko i zachmurzone góry.

Wyszliśmy ze schroniska i po paru pamiątkowych zdjęciach ruszyliśmy z tłumem asfaltową drogą w dół na nasz parking.

Szybko się szło bo po asfalcie i w dół. Później nawet tłum się rozrzedził i tylko czasami dorożki nas mijały.

Dzisiaj na kolacje nie chcieliśmy iść w rejon Krupówek. Niedaleko ośrodka znajduje się stylowa restauracja Młyn nad górskim potokiem Bystry.

Kiedyś to był szybki i wielki potok. Aktualnie przez ogólnie panującą suszę woda płynie tylko małym strumieniem.

Na kolację miałem pstrąga z patelni. Był dobry ale nie bardzo dobry. Trochę za słony i za bardzo wysuszony.

Dzionek zakończyliśmy obowiązkowym posiedzeniem na ganku w blasku księżyca. Nie za długo bo jutro też nas czeka górska wędrówka.

Jeszcze nie wiemy gdzie idziemy. Dużo zależy od pogody.

Previous
Previous

2022.09.07 Zakopane, PL (dzień 12)

Next
Next

2022.09.05 Zakopane, PL (dzień 10)