Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.
Destynacje
- Anglia 7
- Argentyna 1
- Austria 4
- Belgia 4
- Bermuda 2
- Canada 19
- Chile 9
- Czechy 2
- Ekwador 12
- Francja 28
- Gibraltar 1
- Grecja 4
- Hiszpania 13
- Holandia 5
- Hong Kong 2
- Indonezja 4
- Islandia 14
- Korea Południowa 6
- Macau 2
- Malezja 9
- Maroko 7
- Niemcy 4
- Nowa Zelandia 26
- Polska 17
- Portugalia 9
- Qatar 1
- Singapur 7
- Szwajcaria 17
- Słowenia 6
- UAE 3
- USA - Alaska 19
- USA - Colorado 60
- USA - DC 2
- USA - Nowy Jork 38
- USA - Pennsylvania 2
- USA: New England 50
- USA: Northwest 24
- USA: Southeast 17
- USA: Southwest 66
- Włochy 7
- _NY - Adirondacks 46er 20
- _Parki Narodowe USA 38
2014.09.28 Zjednoczone Emiraty Arabskie, Abu Dhabi (dzień 2)
Dzień drugi naszej przygody rozpoczęliśmy dość wcześnie. Jet lag dawał nam się we znaki i chociaż wcale długo nie spaliśmy to już o 6 rano byliśmy na nogach (w NY to 15). Naszą pierwszą zaplanowaną atrakcją był Sheikh Zayed Grand Meczet. Ponieważ wstaliśmy tak wcześnie to do otwarcia Meczetu (9 rano) mieliśmy dużo czasu. Postanowiliśmy, więc przejść się na nogach i przy okazji zobaczyć trochę miasta. Standardowo naszym największym problemem było znalezienie chodnika. To jest niesamowite jak przystanek autobusowy ma parę metrów chodnika, który nagle się kończy pustynnym poboczem. Podobnie jest z przejściami dla pieszych. Ładnie namalowana zebra na drodze wcale nie oznacza, że na jej drugim końcu jest chodnik. Po części jest to spowodowane wieloma nowymi projektami których place budowy zagarnęły części chodnika. Bardzo często jednak jest to spowodowane czymś innym...ale czym nie mamy pojęcia....po prostu wygląda jakby go nie planowali zrobić. W RPA czy innych krajach po których podróżowaliśmy był podobny problem ale główną jego przyczyną był brak funduszy. W tym kraju nie sadzimy, że brakuje pieniędzy na inwestycje. Widać że dużo się buduje i rozwija.
Marsz w słońcu przy temperaturze 35 st. C nie należał do najprzyjemniejszych ale dotarliśmy na czas do Meczetu. Budowla zdecydowanie robi wrażenie już z oddali Natomiast jak się wejdzie do jej środka to powala swoja architektura. Został on wybudowany w latach 1996 - 2007 i jest to największy Meczet w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i ósmy co do wielkości na świecie.
Okazało się, że mój strój był nie wystarczający. Długa spódnica i chusta zakrywająca głowę to nie wszystko. Wymagane jest również aby kobiety (tylko kobiety) miały długie rękawy. Na szczęście w Meczecie za darmo można wypożyczyć odpowiedni strój. Szczerze..... masakra. Strój jest czarny i zrobiony ze sztucznego materiału więc prawie się można w nim ugotować przy takich temperaturach. Żeby niesprawiedliwości było mało to mężczyźni mogą nosić swoje stroje w kolorze białym.... zdecydowanie musi im być chłodniej.
Meczet można zwiedzać cały. Nie ma problemu aby pochodzić po jego ogrodach, dziedzińcu jak również wejść do głównej sali modlitw. Wszystko jest niesamowicie czyste tak, że bez oporu chodziliśmy boso. Ściągnięcie butów jest wymagane aby wejść do sali modlitw, która jest wyłożona dywanami. Chodzić można wszędzie ale bardzo sprawdzają twój strój i nie ma szansy, żeby ktoś się prześlizgnął bez specjalnego ubioru. Na każdym kroku jest ochrona, która bardzo rygorystycznie sprawdza ubiór ale jednocześnie jest bardzo miła i chętnie służy pomocą.
Co nas zaskoczyło to nie tylko ogromne piękno meczetu ale również brak opłat. Nie płaciliśmy ani za wejście, ani za wypożyczenie stroju, ani za autobus powrotny. Po meczecie planowaliśmy pojechać na drugi koniec miasta aby zobaczyć Pałac Emiratów. Postanowiliśmy poruszać się autobusami jako najtańszym środkiem transportu. Przejazd po mieście kosztuje 2 AED ($0.50) i opłatę uiszcza się u kierowcy. My niestety nie mieliśmy drobnych i liczyliśmy, że kierowca nam wyda resztę. A on tylko machnął i powiedział siadajcie. Było to bardzo mile z jego strony. Z lokalnymi tak nie postąpił i kazał im znaleźć kogoś w autobusie kto rozmieni pieniądze.
Tak wiec autobusem przemieściliśmy się na drugą stronę miasta nad Zatokę Perską. Nad zatoką mają bardzo ładną plaże z deptakiem ciągnącym się kilometrami.
Ochłodzeni klimatyzacją w autobusie i uzbrojeni w nowe butelki z zimną wodą ruszyliśmy na 4 km spacer przepiękną ulicą/deptakiem Corniche. Pod koniec brakło nam wody a nasze ciała osiągały temperaturę wrzenia ale na szczęście po drodze spotkaliśmy budkę z bankomatem która była klimatyzowana. To dodało nam energii na dokończenie spaceru. Tutaj bardzo często spotyka się że budki z bankomatami, telefonami czy nawet przystanki autobusowe są klimatyzowane. Nie dziwi nas to gdyż temperatury w lipcu i sierpniu osiągają nawet 45 st C. Do tego powietrze jest bardzo suche i pomimo ze człowiek się nie poci dużo to organizm wysusza się od środka bardzo szybko. Nie pamiętamy żeby nam się tak chciało pic wody jak tutaj. Speedy, jak ty możesz wytrzymać w podobnym klimacie na co dzień.
Spragnieni wody i klimatyzowanego pomieszczenia wreszcie dotarliśmy do Pałacu Emiratów.
Aktualnie jest tam przepiękny hotel z przepięknymi cenami. Jednak pozwalają zwykłym ludziom też wejść do środka. Hotel rzeczywiście jest przepiękny a jego ogrody i otoczenie tylko dodają mu uroku. Mieliśmy szczęście i udało nam się również załapać na plan filmowy. Ciekawe jaki jest tytuł filmu...chętnie byśmy go oglądnęli. W każdym razie tylu uzbrojonych w karabiny maszynowe ludzi jeszcze nie widzieliśmy w jednym miejscu. Bylo to jednak stricto na potrzeby filmu i nie do końca wierzymy ze bron była prawdziwa, ale tez nie chcieliśmy tego sprawdzać i grzecznie słuchaliśmy poleceń ochrony.
Jak już wspominałam byliśmy tak spragnieni ze poszliśmy na piwo/drinki do hotelu nie patrząc nawet na ceny. Na szczęście nie było tak źle i za wodę, piwo, pinacoladę i lody...tak potrzebowaliśmy dużo żeby się ochłodzić...zapłaciliśmy tylko $50.
Ochłodzeni wyruszyliśmy na poszukiwania przystanku autobusowego. Udało się to w miarę szybko choć oczywiście ze znanych już problemów z chodnikami nie obyło się bez krążenia na około. Śpieszyliśmy się bo popołudniu mieliśmy już wykupioną wycieczkę na pustynne safari.
W hotelu mieliśmy tylko 15 minut na przebranie się bo punktualnie o 15:45 przyjechał po nas kierowca. Jechaliśmy Toyota Land Cruiser, która była specjalnie wzmacniana rurami na wypadek dachowania. Było to wymagane gdyż główną atrakcją była jazda po wydmach. Na samochód przypadało 6 pasażerów plus kierowca. Po 40 minutach jazdy z hotelu i zebraniu pozostałych pasażerów. Spotkaliśmy się na farmie wielbłądów z 11 innymi samochodami. Na farmie mieliśmy parę minut na porobienie sobie zdjęć z wielbłądami. Mogliśmy chodzić miedzy nimi, dotykać, głaskać, przytulać. Co kto wolał.
W tym czasie kierowcy ze wszystkich samochodów chłodzili silniki i zmniejszali ciśnienie w oponach. Jednym słowem przygotowywali się na zaatakowanie wydm. Mielismy szczescie bo jak sie okazalo nasz kierowca byl przewodnikiem (pewnie byl najlepszy z grupy). Co sie w sumie zgadza. Darek był pod wielkim wrażeniem jak ten gościu jeździ. Szczególnie jak potrafi bokiem zjeżdżać po kilkunastu metrowych wydmach na dół. Ponoć w swojej siedmio-letniej historii nigdy nie stracił kontroli nad samochodem i widać było, że wszystko co robił było dla niego przyjemna zabawa. Dla nas zreszta tez. Zabawa lepsza niż jazda na roller-costerze Darek próbował się nauczyć jak prowadzić samochód po piasku i wydmach aby przygotować się na grudniowy wyjazd w kaniony.
Po ok. 45 minutach rajdu mieliśmy przerwę aby podziwiać zachód słońca na pustyni. Jak tylko samochody sie ochlodzily ruszylismy w droge do oazy gdzie czekaly na nas rozne atrakcje. Oczywiście dojazd do oazy odbył się w 100% po wydmach. W oazie moglismy przejechac sie na wielbladzie (trwalo to moze 2 minuty), isc na henne ktora robili na dloniach i rekach, wypalic lokalna fajke wodna, ogladnac taniec brzucha i zjesc przepyszny obiad. O dziwo moglismy rowniez kupic sobie piwo i inne drinki alkoholowe. Ku naszemu zdziwieniu minimalny wiek na zakup alkoholu tu jest 21 lat.
W oazie spędziliśmy dobre dwie godziny korzystając z atrakcji, siedząc przy stolach na tradycyjnych dywanach arabskich rozłożonych na piasku pustyni. Siedzieliśmy (lub leżeliśmy) na poduszkach i podziwialiśmy spokój pustyni, zachodzące słońce i przepiękne gwiazdy.
W naszej grupie były 3 osoby z Hiszpanii i jedna z Tajwanu. Jak się okazało Mon (dziewczyna z Tajwanu) mieszka w naszym hotelu i podobnie jak my przyleciała do Abu Dhabi wczoraj. Również tak jak i my jutro uderza do Dubaju i wylatuje we wtorek. Jedyna różnica jest taka ze my wracamy do domu a ona ma przed sobą jeszcze prawie miesiąc wakacji. Planuje odwiedzić Londyn, Paryż i …....Białystok. Sama śmietanka Europy. Okazało się, że Polskę zna dość dobrze bo robiła tam kiedyś praktyki z Caritas i wtedy poznała rodzinę z Białegostoku z którą się zaprzyjaźniła. Pozytywnie zdziwiła nas swoim sposobem podróżowania. Nie dość ze podróżuje sama a jest dość młoda (możne ma 23 lata) to na pytanie jak planuje się dostać jutro do Dubaju odpowiedziała ze jeszcze nie wie ale coś na pewno wymyśli. Życzymy jej powodzenia!
Dzień był tak intensywny ze w drodze powrotnej prawie wszyscy spali w samochodzie. Jednak było to jeden z tych dni w życiu których się nigdy nie zapomni. No bo czy można zapomnieć coś tak pięknego.....
2014.09.27 Zjednoczone Emiraty Arabskie, Abu Dhabi (dzień 1)
Praca w "travel" ma swoje plusy... właściwie to tylko plusy. Pewnego dnia, wykonując swoja codzienną prace dostałam e-maila, oferta tylko dla pracowników... $600 bilet do Abu Dhabi dla dwóch osób....no i jak tu nie skorzystać.....
Tak wiec jesteśmy... uciekając od gorących dni w Nowym Jorku... uciekliśmy... na pustynię.
Z takich okazji korzystamy dosyć często, wiec urlopu już nam niewiele zostało. Jest piątek wieczór, siedzimy na JFK i nie możemy się doczekać tego rewelacyjnego długiego weekendu w Emiratach Arabskich. Ale zanim to nastąpi musimy przeżyć 13h lotu.....życzcie nam powodzenia i mamy nadzieję że to prześpimy....zwłaszcza że poprzednia noc była bardzo krótka bo świętowaliśmy moje urodziny. Niestety samolot jest pełen dzieci ale mamy nadzieje, że niania która jest na pokładzie spełni swoje zadanie. Póki co najbardziej zdziwiła nas bardzo mała ilość arabów a duża ilość hindusów....czy my na pewno lecimy do Abu Dhabi????
Nawet szybko dostaliśmy kolacje. Jedzenie było dość dobre jak na jedzenie w samolocie. Jagnięcina rozpływała się w ustach a ja po raz pierwszy zjadłam coś lokalnego, biryani. Biryani jest to kurczak z ryżem ale cały sekret jest w lokalnych przyprawach. Po kolacji i piwku nawet nie wiedząc kiedy padliśmy oboje... Udało nam się przespać Atlantyk... Yupppiii... widać ze niania się spisała bo żadne dziecko nie zakłócało nam snu. 5 godzin później obudziliśmy się nad Londynem....no to połowa drogi za nami. A wiecie czym na obudzili.... lodami na śniadanie.
Po śniadaniu zaczęliśmy oglądać jakieś filmy, ale oczy szybko nam się zamykały. Chyba tabletka jeszcze działa... Po kolejnych pięciu godzinach snu obudziliśmy się nad Baghdadem na kolejny posiłek składający się z ryżu, jarzynowego curry i bakłażana w stylu masala (dało się zjeść). Jeszcze "tylko" mamy dwie godzinki do Abu Dhabi. Aktualny czas w punkcie docelowym jest 5:30 po południu a wylecieliśmy z NY o 11 wieczorem.
Udało się....wylądowaliśmy w kraju gdzie podobno nie można kupić alkoholu...i co zobaczyliśmy jako pierwszą atrakcję turystyczną? Sklep Duty Free gdzie można kupić więcej alkoholu niż normalnie na lotnisku. Nie szaleliśmy....kupiliśmy tylko parę piwek i udaliśmy się do hotelu......często dotarcie do hotelu jest najtrudniejszym elementem podróży. Po naszych przygodach z taksówkami w Rosji tym razem postawiliśmy na komunikację miejską i wzięliśmy autobus.....kosztowało nas to tylko $1 (4AED) - tak to można podróżować. Wysiedliśmy na przystanku który wydawał nam się najbliżej hotelu. Jednak w życiu nic nie jest tak piękne jak na obrazku (czytaj na google maps). Jak się okazało z przystanku do hotelu czekał nas jeszcze spacerek ok. 30 min (3km). Wydawać by się mogło ze to nic wielkiego poza tym ze w tym mieście jest bardzo mało chodników. Większość chodników jest krótka i łączy tylko przystanek autobusowy z parkingiem. Nie dziwimy się że ludzie nie mają ochoty na spacery po mieście jak temperatura jest ok 33-40C cały czas. Na szczęście o 9 wieczór miasto jest dość wymarłe więc daliśmy radę i czasem idąc ulicą, czasem przekraczając rondo na siagę, a czasem pokonując piaski pustyni dotarliśmy szczęśliwie do hotelu. Mieliśmy wielkie plany odwiedzić największy meczet w mieście (robi wrażenie widzieliśmy go jadąc autobusem) ale było już dość późno. Tak wiec stanęło na wizycie w hotelowym barze, zjedzeniu małej kolacji i uaktualnieniu bloga......jutro czeka nas ciężki dzień, dużo atrakcji i mało czasu. Miejmy nadzieję, że uda nam się wcześnie wstać.....no to do jutra!