Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.
Destynacje
- Anglia 7
- Argentyna 1
- Austria 4
- Belgia 4
- Bermuda 2
- Canada 19
- Chile 9
- Czechy 2
- Ekwador 12
- Francja 28
- Gibraltar 1
- Grecja 4
- Hiszpania 13
- Holandia 5
- Hong Kong 2
- Indonezja 4
- Islandia 14
- Korea Południowa 6
- Macau 2
- Malezja 9
- Maroko 7
- Niemcy 4
- Nowa Zelandia 26
- Polska 17
- Portugalia 9
- Qatar 1
- Singapur 7
- Szwajcaria 17
- Słowenia 6
- UAE 3
- USA - Alaska 19
- USA - Colorado 60
- USA - DC 2
- USA - Nowy Jork 38
- USA - Pennsylvania 2
- USA: New England 50
- USA: Northwest 24
- USA: Southeast 17
- USA: Southwest 66
- Włochy 7
- _NY - Adirondacks 46er 20
- _Parki Narodowe USA 38
2015.01.06 Zion National Park, UT & Las Vegas, NV (dzień 12)
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Nadszedł czas spakowania naszych brudów i powrót do szarej rzeczywistości. Samolot z Vegas mamy dopiero późno wieczorem, więc jeszcze mamy cały dzień czasu i roczny pas na wszystkie parki w Stanach, musimy na maksa wykorzystać.
Po drodze do Vegas mamy przepiękny Zion park. Jest on najmniejszym parkiem ze wszystkich parków w Utah.
Utah ma 5 parków narodowych. Pobija go tylko Alaska i California. Biorąc pod uwagę wielkość Alaski (8 razy większa od Utah), albo wielkość Californi (2x), Utah wygrywa. Na tej wycieczce zaliczyliśmy 4 parki. Został nam tylko Capitol Reef.
Po wyjechaniu rano z hotelu powiedziałem Wow......!!! Cena paliwa na lokalnej stacji wynosiła $1.89 za galon (1.69 PLN za litr). Ostatni raz w Stanach tankowałem samochód po takich cenach chyba kilkanaście lat temu. Tak to można podróżować. Biorąc pod uwagę, że wszystkie drogi, autostrady, mosty, tamy........ są bezpłatne.
Z Saliny jechaliśmy autostradą 70 na zachód, a potem drogą 89 na południe. Po około dwóch godzinach dojechaliśmy do Zion.
Zaskoczyła nas temperatura, było 15C (60F). Jak na początek stycznia, jest bardzo ciepło. W parku spędziliśmy mało czasu. Nie robiliśmy żadnych hików. Przejechaliśmy tylko przez niego, zatrzymując się co jakiś czas na zrobienie zdjęć. Bardzo nam się Zion podoba, dla Ilonki był to najładniejszy park, do momentu gdy nie zobaczyła Bryce. Mi też się bardzo podoba, nie wiem jaki park jest najładniejszy, każdy z nich jest inny. Dwa lata temu robiliśmy już parę hików w Zion, jak East Rim czy Angel Landing, ale dalej parę czeka, jak Narrows, Subway i wiele innych. Kolejny powód aby znów wrócić w te rejony.
Z Zion do Vegas jedzie się około 2.5 godziny. Nam zeszło trochę dłużej, bo oczywiście musieliśmy umyć naszego Jeepka. Przecież jak by dostali taki brudny samochód to by się załamali i pewnie dopłata by była znaczna.
Dojechaliśmy do Vegas. Jest to bardzo imprezowe miasto, ale po ciszy i spokoju jaki mieliśmy w parkach to miasto po godzinie zaczęło nas męczyć i przytłaczać. Za dużo wszystkiego, a szczególnie ludzi.
Vegas ma najlepszą atrakcję, In'n'out. Najlepsze hamburgery na zachodzie, coś jak Five Guys na wschodzie. Po wspaniałej kolacji, oczywiście animal style, pojechaliśmy wcześniej na lotnisko, żeby w spokoju i przy piwku dokończyć naszego bloga.
Po przejechaniu 4000 km (2400 mil), przejściu wielu kilometrów, odwiedzeniu pięciu parków narodowych, zrobieniu ponad 6000 zdjęć, wielu godzin filmu nasza podróż niestety dobiegła końca w cywilizowanym Las Vegas. Była to niezapomniana podróż, ale czujemy niedosyt i na pewno musimy tam wrócić. Jest to za duży obszar żeby w ciągu dwóch tygodni to wszystko dokładnie zwiedzić. Większość parków jest tak duża, że powinno się na każdy co najmniej tydzień poświęcić.
Za parę minut startujemy i jutro rano obudzimy się miejmy nadzieje wyspani w Nowym Jorku, bo prosto z lotniska udajemy się do pracy.
2014.12.27 Bryce Canyon National Park, NV (dzień 2)
Do tej pory uważałam, że Zion jest najpiękniejszym kanionem, dziś się przekonałam w jak dużym błędzie byłam. Bryce Canyon wygrał! Po prostu bajka.
Jak zwykle pobudka wcześnie rano, szybkie śniadanko, pakowanie plecaków i w drogę.
Po drodze małe rozczarowanie, w samochodzie nam pokazało na termometrze, że temperatura na zewnątrz jest -7F (-22C) brrrrr......!!! Bryce Canyon jest bardzo wysoko położony. Najwyższy punkt ma 9115ft (2778m), dlatego pewnie są tak niskie temperatury. Miejmy nadzieję, że w ciągu dnia temperatura się podniesie, albo po prostu będziemy musieli iść szybciej.
Z hotelu do Bryce Canyon Visitor Center mieliśmy nie dużo tylko 1,5h. Pierwotny plan był zejść trasą „The Wall”. W informacji powiedzieli nam, że niestety trasa ta jest zamknięta na zimę. Drugą opcją była trasa Navajo Loop. Obie trasy startowały z tego samego miejsca (Sunset Point) i już po paru krokach zorientowaliśmy się, że jednak trasa „The Wall” jest otwarta. Nie jestem pewna czy łańcuch otworzył strażnik parku czy ktoś kto nie bał się i bardzo chciał przejść. Dla nas nie miało to większego znaczenia i szybko wróciliśmy do realizacji pierwotnego planu.
Trasa „The Wall” nie jest niebezpieczna ani trudna. Tak naprawdę jest łagodniejsza niż druga opcja Navajo. Problem polega na tym, że na trasie The Wall mogą być lawiny jeśli spadnie dużo śniegu. Na szczęście ta zima nie rozpieszcza nas śniegiem więc spokojnie pokonaliśmy 600 ft. Zajęło nam to dużo więcej niż normalnemu człowiekowi bo na każdym kroku zatrzymywaliśmy się i robiliśmy zdjęcia. Piękna tego kanionu nie da się opisać a, i zdjęcie pewnie oddadzą to tylko w połowie.
Po krótkiej przerwie na batonika i piwko poszliśmy odkrywać „Hoodoos”. Jest to północna część kanionu przez którą prowadzi szlak „Peek-a-boo”. Rejon Hoodoos wziął swoją nazwę od kolumn skalnych, które powstały przez erozję lodu i wody. Zamarzający lód między skałami rozsadzał je tworząc kolumny, okna i inne przepiękne skały.
Szlak Peek-a-boo to 3 milowy loop, który podobno najlepiej zrobić zgodnie ze wskazówkami zegara. Potwierdzamy, że jest to bardzo dobra sugestia. Wydawać by się mogło, że 3 mile to nic wielkiego ale ciągłe chodzenie góra-dół-góra-dół dały nam się we znaki ale głównie opóźnienie mieliśmy znów przez zdjęcia. To jest jak bajka, jak kraina czarów gdzie wszystko jest zbyt doskonałe. Nawet niebo miało idealnie niebieski odcień.
Po szlaku Peek-a-boo przyszła kolej na lunch. Nie ma to jak pieczywko Waza z pasztetem (tym razem z pieczarkami), herbatka, piwko, co kto woli. Po zregenerowaniu sił mogliśmy ruszyć w drogę powrotną na górę kanionu. Oczywiście my nie poszliśmy na łatwiznę i wybraliśmy najdłuższą drogę powrotną ale za to drogę prowadzącą przez jeszcze inną część kanionu.
Szlak do Sunrise Point idzie łagodnie do góry i jak każdy szlak w tym parku rozpieszcza widokami. Po około 0.6 mili ze szlaku jest odbicie na Queen Victoria. Warto zboczyć na chwilę, ze szlaku. Choć szlak jest niedługi (0.2 mili) to straciliśmy 20 minut bo każdy chciał mieć zdjęcie pod każdą skałą.
Szybko jednak wróciliśmy na szlak i dość szybko wyszliśmy na szczyt kanionu. Z Sunrise Point do Sunset Point trzeba przejść górą i jest to bardzo łatwy 15 minutowy spacerek chodnikiem. Spieszyliśmy się, żeby zdążyć na zachód słońca. Chcieliśmy go zobaczyć na Rainbow/Yovimpa point. 15 milowa, przepiękna droga, szczytami kanionu na południe. Punkty te są bardzo blisko siebie, ale Yovimpa Point jest lepszy na ogłądanie zachodu słońca. Z Rainbow point jest natomiast lepszy widok na Bryce Canyon.
Te kolory, ten zachód słońca i to miejsce były idealnym zakończeniem dnia. Teraz powrót do hotelu w Kanab a jutro najważniejszy punkt programu – WAVE.
Podsumowanie dnia: długość hiku: 7.3 mili, pokonana wysokość: 1900 ft.