Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

2015.09.06-07 Acadia Park Narodowy, Maine (dzień 2 i 3)

Acadia, mimo, że położona jest na wybrzeżu, ma północno-kontynentalny klimat. Czyli w lato cechuje się on zimnymi nocami i dosyć wysokimi temperaturami w ciągu dnia. Natomiast zimy bywają długie i mroźne. Mając to na uwadze o 6:45 byliśmy już po szybkim małym śniadanku w drodze na hike.

Nasz hotel, Holiday Inn Resort, znajduje się w miasteczku Bar Harbor, które jest na granicy parku. W związku z tym po 15 minutach jazdy samochodem byliśmy już na parkingu przy szlaku Precipice. Szlak ten jest najtrudniejszym szlakiem w całym parku, przypominał nam tatrzańską orlą perć. W maju byłem w parku Zion w Utah i zrobiłem Angels Landing, który należy do 10 najtrudniejszych hików w Stanach. Może hike w Zion miał większą ekspozycję, ale nie miał aż tyle pionowych odcinków do pokonania co hike w Acadi. Dużo drabinek, poręczy i innego rodzaju uchwytów metalowych.

O 7 rano temperatura była tylko 11C, ale słoneczko na bezchmurnym niebie skutecznie nagrzewało skały. Jak zwykle przy takich trasach, na dole jest wiele ostrzeżeń, które mówią o niebezpieczeństwach, jakie występują na tej prawie pionowej trasie.

Na samym początku już było parę odcinków technicznych, pewnie w celu sprawdzeniu ludzi, aby później przy większej ekspozycji nie było problemów. Z tego parkingu prowadzi na szczyt też inna trasa Orange-Black/North Rim dla ludzi, którzy mają lęk wysokości. Tą drugą trasą postanowiliśmy schodzić. Trasa jest łatwiejsza i prawie w ogóle nie ma odcinków technicznych. Z obu tras widoki są przepiękne o czym się później przekonaliśmy.

Aby wyjść na szczyt trzeba wspiąć się około 1000 ft. na odcinku 1 mili. Szlak jest zróżnicowany i jest trochę płaskich półeczek skalnych, a także wiele pionowych kominów. Szedłem mniej więcej półtorej godziny robiąc wiele zdjęć i nagrywając. Co krok widoki stawały się coraz ciekawsze, jak również temperatura się podnosiła.

Szczyt został osiągnięty parę minut przed 9. Spotkaliśmy tam parę osób, którzy również podziwiali przepiękne widoki i się cieszyli, że nie muszą tego robić w upale. Było już ciepło. Pot lał mi się po oczach, tak więc nie wyobrażam sobie robić tego w późniejszych godzinach. Biorąc pod uwagę ile widzieliśmy tam samochodów dzień wcześniej na pewno i dziś będą tłumy ludzi, którzy robią to w samo południe. Współczujemy. Trasa jest dwu kierunkowa więc przy większej ilości osób oczekiwanie na drabinki może zając trochę czasu, co przy upale i zerowym cieniu na pewno nie należy do przyjemności.

Ze szczytu widać było całe miasteczko Bar Harbor i wiele małych wysepek należących do Parku Acadia. Wyjaśniła się nam również zagadka dlaczego miasteczko to jest dość drogie. W porcie stały dwa duże statki (cruise), które przywożą tysiące ludzi, żądnych wydania pieniędzy, zjedzenia świeżego homara i pokupowania wielu pamiątek. Prawie jak na Bermudach czy w Juneau na Alasce.

Ze szczytu w dół, albo w dalsze części parku prowadzi wiele szlaków. Spotkaliśmy ludzi, którzy planują zrobić kilkunastu-milowe hiki. My musieliśmy opuścić hotel przed 11 rano więc niestety nie mogliśmy się zagłębić bardziej w park. Zeszliśmy trasą North Rim, która potem połączyła się z trasą Orange-Black. Trasa szła bardziej północnym zboczem góry, a co za tym idzie widoki były troszkę inne.

Trasa ta również schodziła ostro w dół, ale te strome odcinki miały schodki....takie prawdziwe schodki. Szkoda, że nie były ruchome......

Po godzinie byliśmy już na dole. Nie ma to jak o 10 rano być już po hiku i mieć cały dzień na zwiedzanie przed sobą. Bardzo polecamy ten hike ale w godzinach rannych. Później jest zdecydowanie za gorąco. Szlak jest czynny tylko parę miesięcy w roku ze względu na trudności, a także okres wylęgarni ptaków.

O 11 spakowani, wymeldowani ruszyliśmy zwiedzać dalsze części Acadi, resztę wyspy Desert Island jak i południowe wybrzeże Maine. Nie mieliśmy żadnych szczególnych punktów zaplanowanych na dziś poza przejechaniem się wybrzeżem i zobaczeniem co to miejsce ma nam do zaoferowania. Tu lekko skłamałem, bo był jeden punkt, który Ilonka wrzuciła na listę, a była to restauracja z najlepszymi homarami w całym Maine. Ale o tym później......

I tak oto jechaliśmy sobie wybrzeżem Desert Island, przejeżdżając przez małe miasteczka. Udało nam się też dojechać do latarni morskiej, których jest tu oczywiście bardzo dużo.

Tak pięknego dnia nie można marnować siedząc cały czas w samochodzie. Tak więc od czasu do czasu szliśmy w ślady lokalnych i robiliśmy sobie przerwy na skalistych wybrzeżach.

Oczywiście my nie możemy tylko siedzieć, tak więc w ruch poszły nasze zabawki i polowaliśmy aparatem i kamerą na latające mewy i leniwie łażące kraby.

Wczoraj na łódce opowiadali nam, że wybrzeże Maine ma potężne różnice wody między przypływem a odpływem sięgające ponad 10 ft, gdzie średnia na ziemi wynosi 3 ft. Dziś się przekonaliśmy o tym na własne oczy po wyschniętych dnach wybrzeża, a także po drabinkach jakie ludzie mają ze swoich przystani, żeby dostać się do łódek podczas odpływu.

I tym oto sposobem dojechaliśmy do najważniejszego punktu wycieczki, miasteczka Bernard w którym to znajduje się restauracja Thurston's Lobster Pound. Zarówno Yelp jak Tripadvisor polecają to miejsce jako jedno z najlepszych aby zjeść całego homara. Muszę przyznać, że byłem w szoku bo na tym odludziu ciężko było znaleźć parking na samochód. Taka ilość ludzi przyjechała zjeść te pychoty.

Menu restauracji było bardzo proste....homar...natomiast pod różnymi postaciami. Być w Maine i nie zjeść całego homara to tak jak być w południowej Hiszpanii i nie zjeść prawdziwej szynki iberyjskiej. Jak to w takich miejscach, swoje musieliśmy odstać w kolejce do wybrania sobie homara. Całe zamówienie polega na tym, że podchodzi się do lady, mówi się czy chcesz dużego czy małego i pani na twoich oczach wyławia go z baseniku.

Kładzie na wagę jeszcze żywego, dostajesz numerek i twój homar ląduje w gorącej gotującej się wodzie.

No i po 15 minutach przynoszą ci całego homarka i życzą smacznego. No i teraz zaczyna się zabawa. Trzeba go sobie samemu poobdzierać ze skorupy i wiedzieć co dobre a co nie.

Nie mamy dużego doświadczenia w jedzeniu tego typu potraw ale podpatrując innych i po oglądnięciu paru filmów na YouTube udało nam się wygrzebać z niego całe mięsko. Homar był przepyszny, świeżutki i bardzo delikatny.
Z restauracji widać, mały port gdzie cały czas przypływały kutry rybackie ze świeżutkimi homarami a na podwórku restauracji były stosy klatek, które służą do łapania homarów.

Pojedzeni ruszyliśmy w dalszą drogę, kierując się w stronę Portland gdzie mieliśmy kolejny hotel. Wybrzeże Maine wygląda jak ręka z kilkunastoma długimi paluchami, każdy na kilkadziesiąt mil. My postanowiliśmy zjechać jednym z nich na sam dół, i tak drogą numer 96 zjechaliśmy do miasteczka Ocean Point. Ciekawa droga wiedzie przez w miarę biedne, ubogie wioski aż kończy się o wiele bogatszą. Widać to po domach i samochodach. W Ocean Point byliśmy w idealnym momencie, udało nam się uchwycić zachód słońca, usiąść na skalistym wybrzeżu i patrzeć jak Maine idzie spać.

Kolejny dzień (poniedziałek) trzeba było już wracać do domu. Dłuższą część spędziliśmy w samochodzie z małymi przerwami na oglądanie po drodze ciekawszych punktów. Na szczególną uwagę zasługuje Cape Elizabeth. Małe miasteczko położone poniżej Portland. Ma ono dwie główne atrakcje, a właściwie to dwa główne parki. Jeden to state park, który ma fajną plaże, jak przystało na Maine, oczywiście skalistą.

Drugi park to Fort Williams, ze sławną latarnią morską. Park dość duży, ładnie położony w którym można miło spędzić czas.

Jak to bywa w długie weekendy, powrót do Nowego Jorku to nieustanna walka z korkami. Ponieważ ja nie lubię stać w korkach, więc pilot Ilonka miała o wiele więcej roboty niż ja, bo musiała co chwilę wynajdywać jakieś objazdy małymi lokalnymi dróżkami. Tym oto sposobem mogliśmy też sobie oglądać ME and NH nie z autostrad, tylko z małych, krętych dróżek. Bardzo nam się spodobała ta część północnego Atlantyku. Już wypatrujemy w przyszłość i planujemy kolejne wypady w te rejony, oczywiście dalej na północ. No bo jak tu nie pojechać do Nowej Szkocji, Nowej Fundlandii czy Labradoru. Tam już raczej nie samochodem, tylko samolotami i promami. Wymaga to więcej planowań i przygotowań, ale jak to Ilonka mówi, jak chcesz to znajdziesz sposób........

Tym oto sposobem minął nam kolejny cudowny wyjazd. Jest to dla nasz szczególny wpis, bo w ten weekend minął rok jak stworzyliśmy tego bloga. I ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu mamy już 60 wpisów co oznacza, że publikujemy więcej niż jeden tygodniowo. To chyba oznacza, że trochę lubimy podróżować. Czasami bliżej, czasami dalej ale jak najczęściej w nowe, nieznane miejsca. Miejmy nadzieję, że kolejny rok przyniesie nam przynajmniej tyle samo, a może i więcej wpisów z nowych miejsc na naszej planecie....

Read More

2015.09.04-05 Acadia Park Narodowy, Maine (dzień 1)

Acadia jest najstarszym parkiem narodowym powstałym na wschód od rzeki Missisipi. Nie ma wiele parków na wschodnim wybrzeżu a tym bardziej na północnym wschodzie (tylko Acadia)....a myśmy tam jeszcze nigdy nie byli....trzeba to szybko naprawić.

Zawsze chcieliśmy zobaczyć Nową Szkocję i poszarpane skaliste wybrzeża specyficzne dla wschodniej Kanady. Niestety aby zwiedzić Nową Szkocjępotrzebujemy troszkę więcej dni, ale park Acadia da nam przedsmak tego co możemy zobaczyć jadąc dalej na północ.

Tak więc zaopatrzeni w aparaty i kamerę wyruszyliśmy w drogę. Mamy nadzieję spotkać dużo fok, wieloryby, oczywiście homary, a także dużo ptaków i innych zwierzątek. Homary to nie tylko będziemy oglądać ale też jeść. Jak sprawdzałam wstępnie menu restauracji, to tam homary dodają do wszystkiego, nawet do Bloody Mary.

Jak to bywa z pięknymi miejscami, zazwyczaj są one mało dostępne. W tym przypadku nie ma problemu z drogą ale z jej długością. Z naszego domku do parku jest 480 mil (ok. 800 km). Uppsss....długa droga przed nami – normalnie można to zrobić w 7,5 h ale jest długi weekend więc zakładaliśmy, że niestety parę godzin będziemy musieli spędzić w korkach. Dlatego Darek wyjechał wcześniej aby zdążyć przed korkami a ja dogoniłam go w New Haven pociągiem. Dobra opcja jeśli chce się zaoszczędzić ok 2h stania w nowojorskich korkach. No i udało się...aż tak bardzo nie nadawaliśmy na korki i udało nam siędotrzeć do hotelu jeszcze przed 23, po ok. 10h w trasie. Oczywiście nie obyło się bez przepysznej kolacji, zjedzonej na parkingu w Maine....szef kuchni serwował najlepsze naleśniki z jabłkami z cynamonem, które były pieczone dziś rano. Pychota....tysiąc razy lepsze niż jakieś McDonald's....

Acadia słynie ze skalistych wybrzeży, niespotykanych zwierząt i ptaków, ale przede wszystkim z góry Cadillac, która to jest najwyższą górą na wybrzeżu Północnego Atlantyku. Od Meksyku aż po biegun. Tutaj też po raz pierwszy można oglądać wschód słońca w Stanach Zjednoczonych. Tak więc nie mogło być inaczej jak wyjść na nią. Tak więc po pysznym śniadanku ruszyliśmy prosto na spacerek na górę Cadillac.

Góra Cadillac jest tak popularna, że można na nią wyjechać samochodem. Podobno bardzo dawno temu była tam kolejka linowa, która teraz została zastąpiona drogą samochodową. My oczywiście nawet nie myśleliśmy wyjeżdżać samochodem i wybraliśmy hike. Na szczyt prowadzi parę szlaków, ale najładniejszy i najbardziej widokowy jest North Rim Trail.

Potwierdzamy, widoki były przepiękne i większość czasu szło się ponad lasami ładnie odkrytą granią. Szczyt nie jest wysoki (1530 ft. / 456 m) więc i spacerek nie był za długi ale fajny bo było dość stromo pod górę, przepiękne widoki i na szczęście jeszcze nie za gorąco. Nie zazdrościmy tym co wychodzą na ten szlak w południe. Im to musi ładnie przygrzać słoneczko.

Dochodząc na szczyt przeraziła nas ilość ludzi. Dużo samochodów, autobusów i pełno turystów w japonkach. Na szczycie jest platforma widokowa ale warto zejść troszkę ze szlaku i skałkami podejść bliżej wybrzeża. Można stamtąd podziwiać piękny widok na zatokę, ocean, wybrzeże i małe wysepki porozrzucane po oceanie.

Podelektowaliśmy się widokiem, po testowaliśmy nowy sprzęt (każdy ma swoje zabawki) i ruszyliśmy na dół bo czekały na nas inne atrakcje w parku. Jak to bywa w Parkach Narodowych w Stanach przez cały park prowadzi droga, na której są zatoczki i parkingi aby zobaczyć różnego rodzaju atrakcje. My polecamy jednak wejść w park i przejść się na jakiś spacerek. Każdy park oferuje szlaki od bardzo łatwych po bardzo trudne tak, że każdy znajdzie coś dla siebie. Park Acadia jest wyjątkowy pod tym względem, bo pomimo, że ma stosunkowo mały obszar, to ma wszystko...od piaszczystych plaż po górki gdzie musisz się wspinać używając klamer i łańcuchów. Szlak z klamrami zrobimy jutro, natomiast dziś przyszedł czas na plażę...

Dojeżdżając do Sandy Beach najpierw przeraziła nas ilość samochodów. Oczywiście parking jest pełny, a auta parkują wzdłuż drogi. Podobno jest to bardzo polecane i piękne miejsce. My zwolennikami plaży nie jesteśmy, ale widać, że większość ludzi jednak preferuje leżakowanie. Plaża ładna choć nie do końca jest piaszczysta. Powstała ona z muszelek i innych skorupek, które przyniosło tu morze. Z daleka wygląda jakby to naprawdę był piasek, natomiast z bliska przypomina to bardziej mały żwirek. Z plaży można się przejść do Thunder Hole i Otter Clif. My do obu miejsc podjechaliśmy samochodem. W parku jest opcja schuttle bus. Można zwiedzać całą wyspę od miasteczka Bar Harbour po park Acadia autobusem. Niestety jeździ on tylko w jednym kierunku. I czasem może to wydłużyć podróż. My wybraliśmy wolność własnego auta.

Thunder Hole to miejsce gdzie w czasie dużego przypływu, woda uderza w skały z taką prędkością, że ciśnienie wody wybija ją na 120 ft (35 m) do góry, towarzyszy temu huk, który przypomina wyładowanie pioruna. Jak myśmy byli to woda miała niski poziom i wtedy to tylko dziura w skale. ​

Otter Clif wraz z Otter point zdecydowanie polecamy. Z Otter Clif warto przejść się do Otter Point. Ścieżka prowadzi samym wybrzeżem tak wiec z jednej strony ma się ocean i skaliste wybrzeże, a z drugiej lasek oddzielający od gwaru ludzi i samochodów.

Otter Point to bardziej plaża, tym razem skalista. Pomimo, że dość dostępna to nie było na niej tłumów a też jest wystarczająco dużo miejsca, aby każdy znalazł sobie miejsce na chwilkę odpoczynku, pooglądaniu oceanu no i przede wszystkim porobieniu zdjęć mewom.

Po Otter point zaczęliśmy zawracać do Bar Harbour gdzie mieliśmy hotel i skąd wypływaliśmy w rejs oglądać foki i zachód słońca. Wschodnia część wyspy jest bardziej w lądzie, ale też ma kilka ładnych punktów które warto odwiedzić. Są to głównie jeziora. Najpopularniejsze jest Jordan Pond, tam niestety nie udało nam się zdobyć miejsca na parkingu więc pojechaliśmy nad mniejsze jeziorko, Buble Pond. Piękne jeziorko i prawie nie ma tam ludzi.

Tym oto akcentem zakończyliśmy zwiedzanie parku Acadia na dziś. Wieczorem popłynęliśmy rejsem oglądać foki i inne zwierzątka. Jako pierwsze stworzenie zobaczyłam meduzę (jellyfish). Byłam w szoku, że one są aż tak duże.

Meduz było dużo w wodzie ale jeszcze więcej było boi. Z początku myśleliśmy, że są to boje wskazujące gdzie są skały itp. Ale nasz statek wcale nie zwracałna nie uwagi.

Jak się okazało my się w ogóle nie znamy na życiu morskim. Do tych boi są przyczepione kratki na homary. Było ich multum....ale tak naprawdę strasznie dużo.

Pierwsze pół godziny rejsu oglądaliśmy park Acadia z wody (ciekawa perspektywa) i słuchaliśmy ciekawostek z życia wyspy. Większość wyspy zajęta jest przez park, ale obszary nie zajęte to przepiękne rezydencje położone oczywiście na wybrzeżu. Większość tych domów należy do sławnych ludzi i ich rodzin, rodzina Rockefeller czy JP Morgan to tylko przykłady. Rodzina Rockefeller miła tam tyle ziemi, że nawet byli w stanie podarować parkowi ponad 50 mil (80 km) wybrzeża.

Kapitan troszkę przyspieszył i podpłynęliśmy pod wyspę na której leniuchują foki.

Mieliśmy szczęście i troszkę ich tam leżało brzuchami do góry. Foki stwarzają wrażenie bardzo leniwych i ociężałych zwierząt. Prawda jest jednak inna. Potrafią one wytrzymać pod wodą bez oddychania do 30 minut, zanurkować na głębokość 1500 ft (450 m), a także przepłynąć odcinek jeden mili w 4 minuty.

Park Acadia słynie też z bardzo unikatowych ptaków. Na tym się nie znamy ale rzeczywiście było ich trochę na wyspie. I w okolicy latarni, która jest podobno najbrzydszą latarnia w Maine....no nie jest za urokliwa ale, że najbrzydsza to powiedział nam przewodnik.

Rejs zakończyliśmy zachodem słońca....jak zwykle przepięknym...jednak wraz z zachodem słońca wcale nie kończył się nasz dzień.

Po intensywnym dniu zwiedzania przyszedł czas na odpoczynek. A odpoczynek trzeba zacząć od kolacji....a na kolację nie może być nic innego jak homar. Wybór padł na Finback Ale House. Nazwa wskazuje na bar, ale tak naprawdę jest to restauracja z bardzo fajnym barem. Dobre jedzonko mają.

Na przystawkę były lokalne ostrygi, a na główne danie oczywiście homar. Tym razem zamówiliśmy tylko szczypce i ogon. Jutro mamy zamiar pojechać na sam koniec wyspy i zamówić, żywego, całego homara którego gotują na poczekaniu.

Po obfitej kolacji, przyszła pora na troszkę sportu, szybka gra w tenisa i do spania bo jutro trzeba wcześnie wstać. Jutro chcemy zrobić hike po dośćosłonecznionych skałkach, więc lepiej jest go zrobić przed śniadaniem.

Read More