Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.
Destynacje
- Anglia 7
- Argentyna 1
- Austria 4
- Belgia 4
- Bermuda 2
- Canada 19
- Chile 9
- Czechy 2
- Ekwador 12
- Francja 28
- Gibraltar 1
- Grecja 4
- Hiszpania 13
- Holandia 5
- Hong Kong 2
- Indonezja 4
- Islandia 14
- Korea Południowa 6
- Macau 2
- Malezja 9
- Maroko 7
- Niemcy 4
- Nowa Zelandia 26
- Polska 17
- Portugalia 9
- Qatar 1
- Singapur 7
- Szwajcaria 17
- Słowenia 6
- UAE 3
- USA - Alaska 19
- USA - Colorado 61
- USA - DC 2
- USA - Nowy Jork 38
- USA - Pennsylvania 2
- USA: New England 50
- USA: Northwest 24
- USA: Southeast 17
- USA: Southwest 66
- Włochy 7
- _NY - Adirondacks 46er 20
- _Parki Narodowe USA 38
2016.02.06-07 Bromley i Okemo, VT
Dzisiaj rano podchodząc do okna zobaczyłem śnieg na ulicy. Myślę.... super!!! Jutro (sobota) rano jedziemy do Vermont na narty więc fajnie będzie w końcu pojeździć po świeżym śniegu.
Sprawdziłem pogodę w górach i niestety jak się okazało troszkę śniegu spadło w NYC, trochę więcej w Connecticut, ale dalej na północ, tam gdzie jedziemy na narty, to znowu nic nie spadło. Po raz kolejny w tym roku śnieżyca ominęła miejsca górskie i zasypała miasta. Mówię po raz kolejny, bo dwa tygodnie temu też była śnieżyca, ostro sypnęło, ale nie tam gdzie powinno.
Żeby tego było mało, to jak idzie jakiś ciepły front i zamiast śniegu jest deszcz, to oczywiście leje w górach i roztapia to co ludzie próbują zrobić. Tutaj duże brawa dla wspaniałych i cierpliwych ludzi co walczą z naturą i robią śnieg na trasach. W wielu resortach śnieg leży na prawie 100 trasach.
No nic, mimo, że to jest jeden z gorszych sezonów narciarskich na wschodnim wybrzeżu to na nartki trzeba jechać. Zwłaszcza, że dwa miesiące temu kupiłem sobie nowe nartki, Salomon Q98. Wiem, to są bardziej nartki na głęboki, puszysty śnieg, ale dwa tygodnie temu je testowałem w Killington gdzie oczywiście nie było puchu i się idealnie na nich jeździło. Mają głębokie boczne wcięcia (side cut), przez co są też świetne do długiego, szybkiego carvingu. Teraz zawsze jeżdżę z dwoma parami nart. Używam je w zależności od warunków. Chociaż ostatnio więcej jeżdżę na nowych. Do końca nie wiem dlaczego. Może dlatego, że są nowe i są świetne, może dlatego, że idealnie mnie słuchają na stokach, a może dlatego, że za dwa tygodnie lecimy do Francji na nartki i tam tylko na takich nartach się jeździ, a ja do końca ich jeszcze nie poznałem.....
Tym razem jedziemy do dwóch resortów. Oba znajdują się w południowym VT. W sobotę będziemy w Bromley. Nigdy tam jeszcze nie byliśmy. Rodzinny, mały resort, z długimi niebieskimi trasami z samej góry do dołu. W niedzielę pojedziemy 30 minut dalej na północ do dobrze nam już znanego Okemo.
Hotel mamy w Bromley, zaraz koło stoków. Przed 9 udało nam się zajechać na miejsce. Zostawiliśmy samochód pod hotelem i ruszyliśmy na nartki. Bromley jako jeden z niewielu resortów w VT ma większość południowych stoków. W pogodne dni słońce fajnie oświetla stoki, przez co lepiej widać muldy i inne nierówności.
Rano szczyt był jeszcze trochę we mgle, ale już koło 10 rano słoneczko szybko sobie z tym problemem poradziło. Bromley nie jest dużym resortem z 47 trasami. Jest to chyba jeden z mniejszych resortów jakie odwiedziłem ostatnimi latami. Nam się wcale taki mały nie wydawał. Na głównej części ma fajne, niebieskie trasy z samej góry na dół. Trasy mają po 2km długości, do tego obsługuje je ekspresowy wyciąg. Można szybko do góry i na dół carvingiem się bawić. Resort nie jest dobrze znany, co oznacza, że nawet w weekend nie ma ludzi do wyciągów ani na trasach.
Po paru zjazdach postanowiliśmy zmienić styl jazdy i pobawić się trochę na czarnych trasach. Pojechaliśmy w inną część Bromley, gdzie było trochę stromiej. Tu już była inna bajka. Twardo, oblodzone, czasami muldy....
W środę tutaj deszcz padał i było bardzo ciepło. Co deszcz nie roztopił to słońce podtopiło, a, że są to południowe stoki, to wiecie co się stało..... śnieg się zamienił w lód.
Szybko musiałem zjechać do samochodu i zamienić nartki. Na puchowych nartach po lodzie nie najlepiej się jeździ.
Teraz było lepiej. Na nartach "all mountain" znacznie lepiej się jeździ po twardym, zmrożonym śniegu czy lodzie. Trochę te zabawy są męczące, ale na szczęście nie mieli tutaj ekspresowego wyciągu, więc na krzesełkach można się było ochłodzić i odpocząć.
Bromley ma dobre przepisy jeśli chodzi o chodzenie po trasach. Tak jak Okemo, można chodzić wszędzie, bez ograniczeń i za darmo. Także Ilonka ubrała raki i zaatakowała szczyt i nawet znalazła trasę Apalachian Trail, która w tym rejonie pokrywa się z Long Trail.
Około południa spotkaliśmy się na szczycie i w końcu można było sobie usiąść i odpocząć. Południowe stoki mają ten plus, że siedzieliśmy sobie w słoneczku, było cieplutko i bezwietrznie. Piweczko w takich warunkach smakuje najlepiej.
Po przerwie wróciliśmy na główną część góry, gdzie już do końca jeździliśmy. Mało ludzi więc trasy były nie rozjeżdżone, ekspresowy wyciąg i góra dół, góra dół..... Czasami wracaliśmy na czarne trasy, żeby się zagrzać, ale szybko nam się nudziło i po jednym czy dwóch zjazdach z powrotem carvingiem po niebieskich na dół.
Dzień narciarki dobiegał końca, nogi już bolały więc czas pomyśleć o jakimś lunchu. Na to też byliśmy przygotowani i poleciała kiełbaska podwawelska z grilla.
Albo ta kiełbasa była dobra, albo byliśmy głodni bo szybko cała poszła. Pewnie to i to, no bo przecież nie jedliśmy cały dzień. Za fajne nartki były i za fajna pogoda, żeby tracić czas na jedzenie. Polecam Bromley! Mały resort, mało ludzi, ale nawet długie trasy. Można się wyjeździć. Jest taniej i bliżej niż do Okemo czy Killington.
Nasz hotel, The Lodge Bromley znajduje się przy samych stokach. Odpowiednio to wykorzystaliśmy i udaliśmy się do ich lokalnego baru na après ski. Wild Boar Tavern, znajduje się w głównym budynku przy dolnych stacjach wyciągów. Ciekawe miejsce, dużo ludzi, fajna muzyka na żywo wykonywana przez dziewięcio-osobowy zespół. Fajnie grali, Long Trail się lał, atmosfera się podnosiła.... ogólnie mówiąc, typowe après ski.
Muzykanci padli, więc przenieśliśmy się do hotelu i tak w pokojach albo w świetlicy, przy różnego rodzaju grach kontynuowaliśmy rozmowy narciarskie....
NIEDZIELA
Zapowiadała, się wspaniała pogoda. Słoneczko wschodzącymi promieniami powiedziało nam dzień dobry, nie wylegiwać się w łóżeczkach tylko na nartki. Posłuchaliśmy słońca i po szybkim hotelowy śniadaniu (nic specjalnego, standardowe śniadanie) pojechaliśmy samochodami na północ do Okemo. Pół godziny zleciało i zaparkowaliśmy w Okemo. Resort wprowadził fajne udoskonalenie, magnetyczne karty. Narciarz już nie musi iść do okienka i kupować bilet. Można to zrobić na internecie wcześniej i taniej. Masz kartę w kieszeni i prosto z samochodu idziesz na nartki. Specjalne bramki czytają kartę która wysyła fale radiowe i już siedzisz na krzesełkach.
Okemo dobrze znamy, byliśmy tu już wiele razy. Jest znacznie większy niż Bromley, posiada 121 tras z czego ponad 90 było otwartych. Większy resort i niestety więcej ludzi. Dobrze, że wiemy gdzie unikać tłumów i szybko pojechaliśmy na South Face gdzie bez kolejek można było uprawiać białe szaleństwo. Niestety nie wszystko było otwarte. Zima w VT w tym roku nie sprzyja narciarzom. Ale i tak jak na tak mało śniegu to można było pojeździć. Trzeba było tylko uważać na lód i na wystające kamienie.
Ilonka miała plan przejść się do Jackson Gore (jedna z dolnych stacji wyciągów) i zająć tam miejsce przy ognisku. Nam to trochę dłużej zeszło, fajnie się jeździło, więc dopiero dojechaliśmy do niej koło południa. Oczywiście wyszły chmury i musieliśmy posilić się Long Trailem w środku. Był to Super Bowl weekend, połowa amerykanów ogląda finał football'u w domach albo w barach, więc stoki zaczynały się robić puste. Odpowiadało nam to, znowu bez kolejek się bawiliśmy
Przyszła druga po południu, głodni jak wilki zjechaliśmy na dół i zabraliśmy się za grilla. Zostało trochę kiełbasy i jeszcze znajomi zrobili pyszną karkówkę po marokańsku. Słoneczko wyszło, było bezwietrznie, pyszne jedzenie, tak można by było siedzieć godzinami i się opalać....
Na szczęście nartki są ciekawsze niż relaks przy grillu a zwłaszcza jak stoki są już prawie puste, więc zaatakowaliśmy górki ponownie. Nie wiele zostało czasu do zamknięcia resortu, ale dobre i parę zjazdów. Fajnie było zakończyć weekend rzeźbiąc ślady na śniegu na opustoszałych stokach.
Za dwa tygodnie Francja, 3 Doliny. Największy resort narciarski na świecie. Ponad 600km tras, 169 wyciągów, 25 szczytów, 6 lodowców....
Ciekawe jak to będzie wszystko wyglądało. Mam nadzieję, że kondycja, aklimatyzacja i nogi pozwolą na przejechanie przynajmniej połowy tych dziewiczych dla mnie terenów...