Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

Maroko Darek Maroko Darek

2015.09.23-24 Fes, Maroko (dzień 5-6)

Ała, ała, ała......takimi okrzykami rozpoczęliśmy dzień próbując wstać z łóżka. Przez ostatnie dwa dni nasze nogi wykonały dużo pracy. Dzisiaj większośćdnia spędzimy w samochodzie, więc mamy nadzieję, że nasze nogi trochę odpoczną. Jedziemy do najstarszego miasta w Maroko, Fes. Mamy do pokonania ponad 500 km, na szczęście większość autostradami.
Często opisy dróg są w trzech językach: arabskim, berbera i francuskim.

Oczywiście wyjazd z Marrakeszu nie był łatwy. Ilość pasów na drogach nie ma żadnego znaczenia, kierowcy i tak jeżdżą jak im się podoba, łamiąc wszystkie przepisy. Gdy wjechaliśmy na autostradę odetchnęliśmy i pomyśleliśmy, że najgorsze za nami, ale byliśmy w błędzie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy co dla nas Fes przygotowało. Drogi szybkiego ruchu i autostrady w Maroko są nawet dobrej jakości więc szybko zleciała nam droga.
Ciekawie się jedzie przez Maroko, większość terenów jest górzysta i nie zalesiona, a także mało kto uprawia grunty. Pewnie dlatego, że ilość opadów jest niska i raczej nic tu nie urośnie. Bliżej oceanu widać więcej upraw i drzew.

Autostrady są bardzo drogie jak na lokalne warunki. Za ten przejazd zapłaciliśmy ponad 200 Dirhamów czyli ok. 80zł. Występuje dużo policji. Zwłaszcza w rejonach miast gdzie policja stoi z kolczatkami i obserwuje samochody.

Ok. 18:30 zjechaliśmy z autostrady i wjechaliśmy do Fes. Tutaj zaczęła się jazda. Podstępem zaczepił nas lokalny na skuterze, któremu przez przypadek zajechałem drogę (to musiało być ustawione). Zaczął przepraszać, zobaczył w samochodzie mapy więc się zapytał gdzie jedziemy Odpowiedzieliśmy, że do centrum, do hotelu. Zaoferował nam pomoc w znalezieniu drogi, ale mu odmówiliśmy, zamknęliśmy okno i pojechaliśmy własną drogą. Oczywiście on zawrócił i nas znalazł, dalej oferując pomoc w dotarciu do hotelu. Jego droga pokrywała się z naszą na GPSie więc jechaliśmy za nim. Wjechaliśmy w centrum gdzie ulice są tak wąskie, że ciężko się tam zmieścić i dalszy dojazd o hotelu był raczej nie możliwy.

Lokalny pokazał nam garaż gdzie parkuje się samochody wszystkich hoteli w centrum. Szybkość z jaką kazali nam parkować i całe zamieszanie trochę nas przeraziły. Oczywiście chcieli kosmiczne pieniądze za parking więc powiedzieliśmy im, że musimy potwierdzić w hotelu, że jest to parking hotelowy. Nie chcieli się na to zgodzić ale byliśmy stanowczy więc nam pozwolili. Wzieliśmy najcenniejsze bagaże i wraz z Panem ze skuterka poszliśmy do hotelu, który był oddalony o 5 minut. Jak tylko weszliśmy do hotelu Pan na recepcji poczęstował nas tradycyjną ich herbatką z miętą i powiedział, nie martwcie się pomogę wam wyciągnąć stamtąd samochód. No i udało się. Wraz z pomocą lokalnego przeparkowaliśmy samochód z garażu na ulicę, gdzie podobno ma byćbezpieczniej. Po tych wydarzeniach musieliśmy się odstresować więc wyszliśmy na dach hotelu i zamówiliśmy dobre Bordeaux.

Widok jak sami widzicie był dosyć ładny a Pan z recepcji opowiedział nam troszkę o mieście i jego historii. Miasto Fes jest najstarszym miastem w Maroko. Jego historia sięga ponad 1200 lat wstecz. Jedną z ciekawostek jest fakt, że pod miastem jest sekretny tunel, który łączy dwa domu założyciela miasta i ma długość parę kilometrów.

Fajnie się siedziało, piło winko, patrzyło na miasto, które pogrążało się pomału w sen a jednocześnie przygotowywało się do ich największego święta. Jutro rano gospodarz każdego domu będzie miał przywilej zabicia baranka. Tak jak w Starym Testamencie zrobił to Abraham zamiast zabijać swojego syna Izaaka. Z każdej strony dochodziły głosy baranów, które chyba wyczuwały co je czeka bo bardzo głośno beczały. Z oddali dochodziły też głosy modlitw i przy tych dźwiękach bezpiecznie zasnęliśmy.

Śniadanko oczywiście zamówiliśmy na dach i zaraz po nim udaliśmy się w najstarszą część miasta. Medina, czyli stare miasto jest otoczone murem, który posiada 19 bram. Najsłynniejsza jest brama niebieska, od której to zaczęliśmy zwiedzanie.

Miasto Fes jak i Marrakesz ma dużo zabytków ale dalej nie mogą jakoś ich pokazać turystom Ich najważniejszym celem jest oczywiście handel. Jak nam powiedział Pan w hotelu miasto jest zamknięte bo jest święto i całe miasto jest zamknięte. Nie mógł zrozumieć, że nam nie chodzi o sklepy ale o zabytki i architekturę.

Pierwsze wrażenie, bród, syf i malaria. Wąskie, ciasne uliczki na nich pełno śmieci, krwi z zarżniętych baranów i gówien zwierząt. Od czasu do czasu widać było jak lokalni palili oderżnięte głowy baranów. Całe szczęście, że miasto jest zamknięte bo jakby do tego jeszcze dołożyć tysiące naganiaczy, którzy chcą Ci coś sprzedać jak i multum turystów to nie wiem czy bym się mógł tu odnaleźć. Było trochę lokalnych siedzących na schodach zaczepiających nas, usiłującym nam pomóc trafić ale sami nie wiedzieliśmy gdzie idziemy.

Po około dwóch godzinach szwędania się po Fes wróciliśmy do hotelu mając negatywną opinię o tym mieście. Odebraliśmy nietknięty samochód i ruszyliśmy w dalszą drogę do miasteczka Chefchaouen. Zanim jednak wyjechaliśmy na autostradę przejechaliśmy przez lotnisko odebrać moją siostrę, która też chciała zobaczyć ten inny kraj i obrzeżami miasta udaliśmy się na północ.

Z samochodu udało nam się poobserwować lokalną ludność jak świętuje ten ich najważniejszy dzień. Na ulicy było bardzo dużo śmieci, skór, jak i palących się głów baranów. Była też potężna ilość ludzi, która brała udział w tym święcie.

Słyszeliśmy dużo dobrego o tym mieście. Między innymi, że Fes to jest taki stary Marrakesz, nie zniszczony przez cywilizację. Ale jak tak wyglądałMarrakesz to dobrze, że się zmienił. Obydwa miasta mają jeden wielki cel sprzedać Ci wszystko ale w Marrakeszu robi się to bardziej na placach albo w większych, szerszych ulicach. Może święto, które aktualnie było dodało wiele negatywnych punktów. Miejmy nadzieję, że w innych okresach Fes sięznacznie lepiej prezentuje niż podczas święta Eid al-Adha. Może mam za wysokie oczekiwania od Maroka. Chyba za bardzo chciałem ten kraj porównać do krajów Europy południowej, które są jednak znacznie lepiej rozwinięte. W Maroku mają tak samo dużo zabytków jak w Europie, ale jakoś nie potrafią ich pokazać turystą. Ich król, Mohammed 6 bardzo stawia na turystykę, która przynosi krajowi duże dochody. Pewnie za parę lat kraj się zmieni i będzie bardziej przyjazny turystyce niż jest obecnie, ale to ludzie też muszą chcieć tego. Z tego co widziałem to nie potrafią, a może nie chcą zmienić wizerunku swojego kraju. Może taki im się podoba, taki kraj kochają, nie chcą z niego robić bardziej "europejskiego" kraju. Bo jak by na to nie patrzeć to jest nadal Afryka.

Read More