Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.
Destynacje
- Anglia 7
- Argentyna 1
- Austria 4
- Belgia 4
- Bermuda 2
- Canada 19
- Chile 9
- Czechy 2
- Ekwador 12
- Francja 28
- Gibraltar 1
- Grecja 4
- Hiszpania 13
- Holandia 5
- Hong Kong 2
- Indonezja 4
- Islandia 14
- Korea Południowa 6
- Macau 2
- Malezja 9
- Maroko 7
- Niemcy 4
- Nowa Zelandia 26
- Polska 17
- Portugalia 9
- Qatar 1
- Singapur 7
- Szwajcaria 17
- Słowenia 6
- UAE 3
- USA - Alaska 19
- USA - Colorado 61
- USA - DC 2
- USA - Nowy Jork 38
- USA - Pennsylvania 2
- USA: New England 50
- USA: Northwest 24
- USA: Southeast 17
- USA: Southwest 66
- Włochy 7
- _NY - Adirondacks 46er 20
- _Parki Narodowe USA 38
2022.09.02 Wrocław, PL (dzień 7)
Wrocław… a co takiego jest we Wrocławiu? Jak to co… krasnale..
A jak już znajdziesz jednego, a potem następnego a potem kolejnego to nagle nawet nie wiesz kiedy brakuje ci pamięci w aparacie bo każdy krasnal jest inny i każdy zasługuje na zdjęcie.
Ja we Wrocławiu byłam trzy razy ale to przed krasnalami, albo powinnam powiedzieć w okresie bez krasnoludkowym. Miedziane figurki krasnali zaczęły pokazywać się na Wrocławskich ulicach w 2005 roku. Wyskakują jak grzyby po deszczu tak więc aktualnie jest ich ponad 300. Są rozrzucone po całym mieście, nie tylko na rynku i w różnych miejscach. Czasem na parapecie, czasem na murze, czasem schowane gdzieś w kącie.
Dlaczego napisałam więc o okresie bez krasnoludkowym? W 80 latach XX wieku krasnale były rozpowszechniane przez Pomarańczową Alternatywę. Pomarańczowa Alternatywa była ruchem antykomunistycznym z korzeniami we Wrocławiu. Ich wesołe i pokojowe naśmiewanie się z PRLu szybko zdobyło zwolenników i rozszerzyło swoją działalność na inne miasta nie tylko Polski. Krasnoludki malowali często na zamalowanych graffiti, głównie zamalowywane były wtedy loga Solidarności.
W ogóle PRL, Solidarność to częste tematy pojawiające się we Wrocławiu. Początki Solidarności każdemu kojarzą się z Gdańskiem i stocznią. Jednak nie wszyscy zgadzali się z działalnością kierownictwa Solidarności. Nadal chcieli walczyć z komunistami ale mieli zastrzeżenia co do strategii “S”. Dlatego w 1982 Kornel Morawiecki wraz z grupą zwolenników założyli Solidarność Walczącą. “SW” głosiła konieczność całkowitego odsunięcia komunistów od władzy. Tak więc Wrocław jako stolica dolnego śląsku również miał swój wpływ na walkę z komunizmem.
Zanim jednak wypiliśmy pierwsze piwko we Wrocławiu minęło trochę czasu. Dziś jechaliśmy ze Szczecina do Wrocławia. Sama droga jednak była dość ciekawa. Szczególnie dlatego, że zatrzymaliśmy się w krzywym lesie pod Gryfinem.
Krzywy Las swoją nazwę i unikatowość zawdzięcza drzewom, które z niewyjaśnionych przyczyn mają osobliwe zdeformowanie. Ponad 100 drzew w tym rejonie posiada jednokierunkowe skrzywienie pnia tworzące zarys litery “C”. Są trzy teorie z czego jedna wydaje się najbardziej prawdopodobna.
Początkowo myślano, że jest to specjalny gatunek sosny który właśnie w ten sposób rośnie. Szybko jednak ta teorię odrzucono. Wszyscy badacze skłaniają się, że drzewa zostały w jakiś sposób nacięte/zniszczone i dlatego rosną tak a nie inaczej.
Oblicza się, że krzywe drzewa zostały posadzone w 1934 roku. Ponieważ ich wzrost przypadł na lata wojenne to druga teoria jest, że drzewa te zostały zniszczone przez stacjonujące na tych terenach czołgi rosyjskie. Zniszczenie przez czołgi miało wpłynąć na krzywy wzrost drzewa.
Ostatnia jednak teoria mówi, że pnie młodych sosen zostały celowo nacięte przez człowieka od strony południowej w celu przygięcia wierzchołka do ziemi. Przy dalszym wzroście drzew wierzchołki się wyginały ku górze tworząc obecnie obserwowane krzywizny. Jest to prawdziwa teoria poparta badaniami i obserwacji. Aktualnie nadleśnictwo planuje powtórzyć ten zabieg i powiększyć krzywy las.
A czemu ludzie tak robili? Głównie dlatego aby potem łatwiej było budować beczki, kadzie, meble it. Nie jest bowiem łatwo zakrzywić proste drzewo. Potrzeba matką wynalazku jak to się mówi.
Nie jest to wielki las ale zdecydowanie polecam odwiedzić. Taka ciekawostka przyrodnicza. Inną ciekawostkę jaką spotkaliśmy na trasie był Jezus. Słyszałam, że w Świebodzinie powstała druga na świecie co do wielkości rzeźba Jezusa. Ale nie przypuszczałam, że można ją zobaczyć z drogi. Jakie było nasze zaskoczenie jak nagle na pustych polach pojawił się posąg Jezusa. Z tej odległości robi wrażenie to co dopiero musi być jak podjedzie się pod sam posąg.
Posąg powstał z inicjatywy proboszcza parafii w Świebodzinie, i został sponsorowany przez datki parafian, Polonii Amerykańskiej i lokalnych przedsiębiorców. Pomnik został zainspirowany słynną rzeźbą Jezusa z Rio de Janeiro. W efekcie końcowym Polski pomnik jest o 2 metry wyższy. Nie przewyższył jednak pomnika wybudowanego w Encantado w Brazyli.
Myśmy pod pomnik nie zajeżdżali ale po WieśMac’a jak najbardziej. Ja kompletnie zapomniałam, że Polska ma swój własny dedykowany hamburger w McDonald’s. A Darek dopiero po raz pierwszy się o nim dowiedział, więc musiał spróbować. Hamburger jak hamburger… ja tam w Polsce wolę jednak jeść KFC od McDonalds’a. Z ciekawostek - nie polecam KFC w Stanach. Tu można się nieźle do KFC zrazić.
W końcu udało nam się dojechać do ukochanego Wrocławia. Bo ja Wrocław to lubię bardziej niż Kraków… może to kwestia świeżości, że we Wrocławiu nadal odkrywam nowe zakamarki a Kraków znam już dość dobrze. A może to kwestia tego, że Wrocław jest mniej zatłoczony turystami, którzy w lecie są plagą na rynku. A może dlatego, że byłam tu tylko kilka dni i jeszcze urok nie minął. W każdym razie, dojechaliśmy, zaparkowaliśmy auto pod hotelem, poszliśmy po klucze, wchodzimy do pokoju i jak tylko otwarłam drzwi to Darek mówi…
“Ej, poczekaj bo oni nie posprzątali. Tam jest jakiś talerz z okruchami”.
Talerz był ale z ciastkami i karteczką, że witają i są zaszczyceni wizytą tak szanownego gościa. Warto zbierać statusy w hotelach i liniach lotniczych, oh warto…
Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na miasto. I tu się zaczęło. Zaczęło się od pierwszego krasnala a potem leniwie włóczyliśmy się po rynku i uliczkach, choć często było o popatrz tam, o tam jest krasnal. I nagle zwiedzanie przerodziło się w polowanie na krasnale.
Udało nam się jednak trochę pozwiedzać miasta, pozaglądać w każdą uliczkę czy zaułek i odwiedzić Bazylikę św. Elżbiety. W bazylice tym znajduje się mauzoleum polski podziemnej i AK. Nas w Bazylice tej zauroczyły organy. Naprawdę pięknie grały.
Na kolację poszliśmy do knajpy Konspira. Może ktoś powie, że turystyczna knajpa. No tak więcej się tam słyszało angielskiego niż polskiego. Może i jest dla turystów, ale kim my jesteśmy? Konspira jest zrobiona w typowo PRLowskim stylu. Na monitorach rozwieszonych po sali można oglądać zdjęcia z lat 70-80. Zdjęcia kartek czy dowcipnych rysunków też nie zabrakło.
Poza odniesieniami i akcentami ze starych lat nie zabrakło też niestety komentarzy z aktualnych czasów. Przed wejściem do restauracji stoi duży kartonowy traktor ciągnący Putina. Jak widać wolność jest najważniejszą wartością tu - nie może być inaczej. Walka w Ukrainie różni się od Polskiej walki z czasów Solidarności ale cel i wróg jest ten sam.
Normalnie omijamy restauracje które skupiają się bardziej na wystroju. Jakoś obawiamy się, że są to pułapki turystyczne i jedzenie może nie być na najwyższym poziomie. Tutaj jednak się nie rozczarowaliśmy. Darek wziął golonkę czyli Wyżera Burżuja. Ja natomiast postawiłam na tradycyjną dolnośląską kuchnię i wybrałam Roladę Dolnośląską. Było przepysznie…ale strasznie dużo.
Po zjedzeniu ponad kilogramowej golonki Darek stwierdził, że nawet na piwo nie ma już miejsca. Pięćdziesiątka wódki też nie pomogła bo jakoś nie wchodziła (od wódki to my już się odzwyczailiśmy), więc nie pozostało nic innego jak spacer.
Wybór na spacer był prosty - Ostrów Tumski. Jest to najstarsza i najbardziej zabytkowa część Wrocławia. Położony na wyspie swoją historię pamięta jeszcze z czasów piastów. Początkowo gród Piastów w XIV wieku przeszedł w ręce kościoła. Ja Ostrów lubię odwiedzać wieczorem gdzie oświetlenie starych budynków nadaje mu odpowiedni charakter i klimat.
Na wyspę weszliśmy mostem Piaskowym i Tumskim a wróciliśmy mostem Pokoju. Jak wracaliśmy znów do centrum to doświadczyliśmy ciekawej rzeczy. Idąc brzegiem odry zobaczyliśmy masę młodzieży imprezującej. Siedzieli sobie na schodach nad rzeką i pili drinki, piwka co kto lubi. Byli kulturalni ale zdecydowanie nie chowali alkoholu… a ja myślałam, że w Polsce nie można pić na ulicy… hmm… ciekawe. Przypomniały się czasy młodzieńcze, oj przypomniały.
Długi dzień za nami, ponad 15tys kroków zrobionych. Wszystko co chcieliśmy zwiedzić zwiedzone więc można było pomału wracać do hotelu. Nawet nam się nie chciało nigdzie wchodzić na piwo bo nadal czuliśmy jak bardzo objedzeni jesteśmy. No tak w Polsce to się dużo jada bo wszystko tu takie dobre i w domu tego nie ma. Jutro jedziemy dalej do Krakowa ale zanim to się stanie to jeszcze odwiedzimy Panoramę Racławicką.