Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.
Destynacje
- Anglia 7
- Argentyna 1
- Austria 4
- Belgia 4
- Bermuda 2
- Canada 19
- Chile 9
- Czechy 2
- Ekwador 12
- Francja 28
- Gibraltar 1
- Grecja 4
- Hiszpania 13
- Holandia 5
- Hong Kong 2
- Indonezja 4
- Islandia 14
- Korea Południowa 6
- Macau 2
- Malezja 9
- Maroko 7
- Niemcy 4
- Nowa Zelandia 26
- Polska 17
- Portugalia 9
- Qatar 1
- Singapur 7
- Szwajcaria 17
- Słowenia 6
- UAE 3
- USA - Alaska 19
- USA - Colorado 61
- USA - DC 2
- USA - Nowy Jork 38
- USA - Pennsylvania 2
- USA: New England 50
- USA: Northwest 24
- USA: Southeast 17
- USA: Southwest 66
- Włochy 7
- _NY - Adirondacks 46er 20
- _Parki Narodowe USA 38
2014.12.13-14 Stratton & Mount Snow, VT
3:30 rano na gazie gotuje się cydr jabłkowy (apple cider), w powietrzu miesza się zapach kawy, pomarańczy i jabłek....cudowny poranek....
Dla zainteresowanych udostępniamy ściśle tajny, wytestowany przez wiele lat przepis:
Wlać 1L apple cider (cydr jabłkowy) do garnka i podgrzewać na średnim ogniu.
Przekroić pomarańczę na 4 ćwiartki, wycisnąć z nich sok prosto do garnka i pozostałości wrzucić do cydru.
Dorzucić 3-4 pałeczek cynamonu i 10-15 goździków.
Mieszając od czasu do czasu, czekać, aż się zagotuje.
Po zagotowaniu zmniejszyć ogień do minimum i tak trzymać przez 8-10 minut mieszając od czasu do czasu.
W między czasie zagrzać termos wlewając gorącą wodę.
Teraz przyszedł czas na najważniejszy składnik. Wylać wrzącą wodę z termosu, wlać 150 ml (lub więcej w zależności od upodobań) pikantnego rumu (polecamy Spiced Captain Morgan).
Używając sitko przelać zawartość garnczka do termosu. Dobrze go zakręcić i udać się na wycieczkę.
Życzymy dużo ciepła na te zimowe dni!!!
Tak więc wstałem w środku nocy, aby przygotować pyszny Cydr Jabłkowy i uciec z nim oczywiście w góry. Czy to jest nadal pasja czy już wariactwo? Gdzie jest różnica między pasją a wariactwem? Czy to się czymkolwiek różni? I czy to w ogóle ma znaczenie jeśli sprawia, że jesteśmy szczęśliwi? Bo przecież pasja sprawia, że ludzie robią szalone rzeczy.
Godzinę później, spakowani ruszamy w drogę....
Czy ja już kiedyś pisałem, że lubię wyruszać z NYC w nocy w drogę? 45 minut do Gór Niedźwiedzich, 3,5h do Stratton, Vermont. Na ten weekend wybraliśmy południowe Vermont, no bo jak można zmarnować weekend w Nowym Jorku wiedząc, że tam spadło 40 cm (15 in) świeżego puchu.
Niestety spadło go za dużo. W sobotę mieliśmy plan wyjść na górę Stratton, szlakiem Appalachian i Long Trail. W niedzielę natomiast planujemy delektować się tym puchem szusując na trasach w sąsiednim Mount Snow. Jak to bywa w połowie Grudnia zima zaskoczyła drogowców, nawet w północnych Stanach. Nie odśnieżyli nam drogi, która prowadziła do początku naszego szlaku. Więc dojazd nawet samochodem z napędem na cztery koła był niemożliwy. Często bywamy w tym rejonie więc znam inną drogę, która powinna nas doprowadzić do naszego szlaku. Spróbowaliśmy szczęścia i dojechaliśmy bliżej szlaku ale nadal odległość do początku szlaku była duża (6 miles). Jednak ten fakt nie ostudził naszego zapału i po założeniu sprzętu udaliśmy się na hike.
Wiedzieliśmy już, że raczej na szczyt nie wyjdziemy, ale mieliśmy nadzieję, że dojdziemy do początku trasy.
Jednak wznosząc się w górę, śniegu zaczęło przybywać. Po podniesieniu się o 600 ft. (180 m.) poziom śniegu też się podniósł i dalsze przecieranie szlaku stało się bardzo wyczerpujące. Przeszliśmy 1.7 mil w 2,5h więc dalszy hike przestawał mieć sens. Po prostu za dużo spadło śniegu a my byliśmy pierwszymi, którzy przecierali tą trasę.
Po przerwie na Cydr Jabłkowy z wielkimi łzami w oczach podjęliśmy decyzję o zawróceniu. Myśleliśmy, że w dół już będzie szybko, jednak byliśmy w błędzie. Porównywalnie ciężko szło się w dół jak i do góry. Ułatwieniem były nasze ślady, które już trochę przetarły szlak.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W motelu, Econo Lodge w Manchester byliśmy wcześniej więc mogliśmy się zrelaksować i odpocząć. Po zregenerowaniu energii przyszedł czas na kolację i dla odmiany nie mieliśmy hamburgerów. Tym razem postawiliśmy na drobiowe szaszłyki. Wyszły przepyszne i przy winie Chardonnay, Stemmler 2012 Carneros, zjedliśmy aż po 4 na osobę.
Tak, to była super sobota. Może nie zdobyliśmy szczytu ale jak to kiedyś ktoś mądry powiedział „droga jest celem a nie destynacja”. Dziś przyszedł czas na nartki. Jak już wspomniałem nocowaliśmy w Manchester, Econo Lodge. Na narty planowałem jechać do Mount Snow. Najciekawsza droga aby dostać się do Mt. Snow ze Stratton jest przez Taylor Uper Road -> Brazers Way -> Mountain Road -> Jamaica Road -> Canedy Road -> road no. 100. Canedy Road jest najlepsza....przez cały czas jechaliśmy pobocznymi drogami ale Canedy wygrała. Nie dość, że na drodze nadal była warstwa śniegu (na szczęście posypana żwirem), to droga co chwila prowadziła ostro w górę i dół, a pod koniec zaatakował nas lód. Jedziemy sobie tymi bezdrożami, gdzie ciężko znaleźć jakiś dom a tu nagle coś uderza w szybę....po sekundzie znowu w dach i znowu w szybę zorientowaliśmy się, że był to lód spadający z drzew, który był topiony przez wstające słońce. Tak więc wczoraj w lesie strzelali myśliwi, dziś atakował nas lód. Ale czego można się spodziewać po Vermont.
Przepraszamy, że nie ma zdjęcia z drogi ale byliśmy zajęci omijaniem atakującego lodu jak i próbie zjazdu z tych gór bez spowodowania wypadku.
Mount Snow przywitał nas słoneczkiem. Co prawda szczyt był w chmurach ale mieliśmy nadzieję, że słońce wkrótce wygra z chmurami.
Śniegu nasypało, warunki były super więc szybko uderzyłem na północną stronę góry gdzie się wybawiłem. Jednak nie tylko ja wiedziałem, że są dobre warunki, trochę ludzi się zjechało, ale byłem sam na nartach, więc mogłem wchodzić na single lane. Tym sposobem szybko poleciały pierwsze zjazdy Między czasem Ilonka po małym spacerku po okolicy zajęła miejsce w barze i ok. 11:30 mogłem sobie zrobić przerwę.
Napić się lokalnego browaru (Mount Snow IPA), porozmawiać z lokalnymi narciarzami i uderzyć znów na trasy. Niestety, w między czasie pogoda się pogorszyła i widoczność zmalała.
Ale jak to mówi nasz kolega...”nie ma złej pogody, są tylko ludzie źle przygotowani.” Dlatego nie poddając się uderzyłem ponownie na północną stronę góry i to była bardzo dobra decyzja, gdyż prawie nikogo tam nie było. Trasy już były trochę oblodzone i wyboiste, ale jak ja to powtarzam, nie ma złych warunków narciarskich, są tylko trudniejsze albo łatwiejsze.
Bilet na narty w Mount Snow kosztuje $90. Tak, masz racje, też tak uważam, oni już tu chyba powariowali. Dobrze, że umiemy szukać i kupiliśmy parę dni wcześniej za $50. To już taka „normalna” cena. Ja się staram żeby płacić jak najmniej za każdy zjazd. Jeśli cena za zjazd wynosi powyżej $10 to znaczy, że nie był to udany dzień na nartkach (chyba że robię heli skiing, albo Vallee de Blanche w Chamonix), jeśli cena jest między $5-10 za zjazd to był to taki sobie dzień, natomiast poniżej $5 uważam za udany. Zdarzają się oczywiście dni poniżej $3, uważam je za FANTASTYCZNE....!!!!!!
Zrobiłem 13 zjazdów, wyszło $3.80 za zjazd. Dobry dzień, mogę dołączyć do Ilonki, która jak przystało na najlepszego „ski buddy” załatwiła nam stolik w 1900' Burgers. Nie było to łatwe bo większość pijaków poddała się pogodzie i przeniosła się z wyciągów do barów....nie wiedzą co się w życiu liczy.
Bardzo polecam to miejsce, przepyszne hamburgery, super mięsko z lokalnych krówek i wspaniałe piwka z lokalnych browarów.........
Jest 4 po południu, niestety trzeba opuszczać urocze Mount Snow i udać się 210 mil na południe do trochę cieplejszego Nowego Yorku. To chyba były ostatnie zjazdy w tym roku, ale to nic...pod koniec roku czekają nas wspaniałe kaniony w południowo-zachodnich Stanach. A w 2015 nowe przygody....na pewno będzie wesoło, w końcu już mam bilet do Szwajcarii na marzec a to dopiero początek.