Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

Austria Ilona Austria Ilona

2018.09.02 Salzburg, Austria (dzień 2)

Wyjechała na taśmie walizka...nie byle jaka walizka, najlepsza walizka...a za walizką pojawił się Darek, co prawda już nie na taśmie. Ale o co chodzi z tą walizką? W sumie to o nic. Kupiliśmy nową, inną, bardziej szpanerską i zastanawialiśmy się czy przeżyje lot. Dała radę. Darek, też dał radę i dzień później (w niedzielę) do nas dołączył.

Odebraliśmy go z lotniska, wypożyczyliśmy samochód i ruszyliśmy w drogę. Nie ma litości na wakacjach i odpoczynek to niestety komfort. Z Wiednia chcieliśmy się przenieść do innego miasta, żeby jak najwięcej zobaczyć. Wybór padł na Salzburg. Po pierwsze słyszeliśmy, że ładne miasteczko a poza tym w miarę blisko od Wiednia (około 3h samochodem).

Salzburg znany jest głównie jako miejsce urodzenia Mozarta. To cudowne dziecko zaczęło komponować już w wieku 5 lat. Bardzo wcześnie zdobył sławę i występował na dworach. W późniejszych latach przeprowadził się do Wiednia. Nadal jednak to właśnie w Salzburgu można odwiedzić dwa dedykowane Mozartowi muzea. Jedna znajduje się w domu urodzenia Mozarta a drugie w miejscu gdzie później zamieszkiwał.

My muzea sobie odpuściliśmy, po części ze względu na inne priorytety, a po drugie opinie na Tripadvisor były takie sobie. Tak więc, po pamiątkowym zdjęciu ruszyliśmy zwiedzać miasto dalej. Obeszliśmy starówkę wzdłuż i w szerz. Miasto zdecydowanie ładne, choć bardzo negatywnie zaskoczył nas fakt, że wszystko jest pozamykane. Ja rozumiem, że w niedzielę nie każdy chce sprzedawać ciuchy, ale przynajmniej bary i restauracje powinny być otwarte.

Przeszliśmy przez Pałac Mirabell - a dokładniej jego ogrody. Ogrody są piękne i duże. Pałacu nie można za bardzo zwiedzać. Są w nim koncerty, które można posłuchać parę dni w tygodniu ale zwiedzania za bardzo nie oferują.

Salzburg jest miastem otoczonym skałami. Ni stąd ni zowąd wyrastają do góry potężne skały. Po jednej stronie rzeki na skałach tych jest opactwo Kapucynów, a po drugiej zamek. Do klasztoru, trzeba wyjść na nogach ale warto bo roztacza się stamtąd piękny widok na zamek i stare miasto.

Na zamek, można wyjechać kolejką. Kosztuje ona 12 EUR, i jeździ w sezonie letnim do 20 godziny. Ostatni zjazd na dół jest o 21. W cenie biletu jest wejście do muzeum zamku, wystawy lalek teatralnych i wieży widokowej. Najbardziej z tego wszystkiego podobała mi się wieża, choć muzea też były dość ciekawe.

Po zamku można chodzić i naprawdę warto spędzić tam godzinę albo i dłużej. Zamek pełen jest zakamarków i przejść a i tak pewnie jest to minimalna część tego co naprawdę ten zamek w sobie kryje. Do tego widok z zamku jest bardzo ładny i można podziwiać nie tylko zabudowę Salzburga ale też pobliskie górki.

Na zamek można wyjechać kolejką lub wybrać wersję bardziej budżetową, czyli wyjść na nogach. Wtedy nie zwiedza się muzeów ale i tak jak już wspominałam warto się przejść murami obronnymi.

Po zamku zjechaliśmy na stare miasto i spacerując zaglądaliśmy w każdy zakamarek. W Salzburgu jest bardzo dużo małych uliczek który łączą się pasażami. Większość biznesów to jednak sklepy które były w niedzielę zamknięte. Może i dobrze bo jakby tu było więcej ludzi to uliczki straciłyby swój urok.

To co przykuło naszą uwagę to szyldy sklepów. Wiadomo, każdy chce się reklamować w jakiś tam sposób. Żeby jednak nie zrobić z Salzburga drugiego Time Square to nadal sklepy muszą się dopasować do zabytkowej architektury. I takim oto sposobem, każdy szyld jest wykonany na starą modę.

Salzburg ma bardzo fajne te uliczki i naprawdę miło się po nich spaceruje. Zwłaszcza jak jakiś uliczny grajek umila spacer muzyką. Przyszedł jednak czas na kolację i tu pojawił się problem. Tak naprawdę spacerując po starym mieście znaleźliśmy tylko dwie restauracje które mogliśmy rozważyć na kolację. Reszta albo dziwnie wyglądała albo była to kuchnia indyjska, czy azjatycka.

Nasz wybór padł na Goldene Kugel, ale dziwi mnie, że nie ma ulicznych kafejek, gdzie można się napić kawy i słuchać szumu miasta. Knajpa, którą wybraliśmy słynie z wieprzowiny. Na dzień dobry dostajesz obrazek świni i sobie wybierasz części, które masz ochotę spróbować. Pomysł super, podanie jedzenia też w nie najgorszym stylu...tylko samo jedzenie jakieś takie sobie.

Skoro nie ma knajpek na rynku, żeby napić się drinka w miłej atmosferze, to postanowiliśmy zaraz po kolacji wrócić do hotelu. W hotelu pan barman bardzo chciał z nami gadać - my jednak olaliśmy barmana i zaczęliśmy wspominać dzisiejszy dzień. Jutro kolejny dzień przygód.

Read More