Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

Polska Ilona Polska Ilona

2022.08.28 Warszawa i Borne Sulinowo, PL (dzień 2)

Borne Sulinowo, Groß Born, czy Борне-Сулиново to nasza kolejna destynacja. Miasteczko położone w centralnej części Pojezierza Drawskiego przeszło w swojej historii przez wiele rąk aby w 1993 roku uzyskać prawa miejskie.

Historia Bornego jest bardzo ciekawa. Nie wiem czy mi się uda tu ją opisać więc polecam Wikipedię.

Dla mnie historię Bornego najbardziej przybliża mur. Przy ulicy Orła Białego na murach, poprzez zdjęcia ukazana jest cała historia miasta od czasów jak była to wieś Linde (póżny wiek XIX).

Z końcem wieku XIX i początkiem XX ludzie mieszkali sobie tu spokojnie we wsi zwanej Linde. Potem zaczęły się jazdy. Najpierw wszedł Hitler ze swoimi wojskami i stworzył tu koszary wojskowe. Po wyzwoleniu pojawili się Rosjanie a teraz to już jest mieszanka wybuchowa. Ale najważniejsze, że wybuchowa śmiechem. A dlaczego mieszanka? Dlatego, że do Bornego Sulinowa zjeżdżają ludzie z całej Polski. Ludzie którzy mają dość dużych miast, monotonnej pracy i chcą cieszyć się życiem. Co nas sprowadziło do Bornego? Sprawy rodzinne ale też chęć odpoczęcia i pobycia trochę w lesie. Bo prawda jest taka, że gdzie tu się nie wyjdzie to widać albo las albo jezioro (którego w zasadzie nie widać bo otoczone jest lasem).

W Bornym czas płynie leniwie ale tak pozytywnie leniwie. Z jednej strony nikomu się nigdzie nie spieszy a z drugiej każdy jest zajęty swoim hobby i słabo ma czas na wszystko. A jak znajdzie troszkę czasu to idzie do baru “Pod Orłem”, żeby się rozerwać i spędzić miło czas z przyjaciółmi bo tam każdy jest przyjazny i chętny do rozmowy.

My w Bornym spędziliśmy cztery noce. W niedzielę wylądowaliśmy w Warszawie. Lot z Amsterdamu nawet udał nam się bez żadnych przygód. Straszyli nas, że lotnisko w Amsterdamie nie ogarnia napływu turystów ale odstukać wszystko poszło sprawnie. W Warszawie wypożyczyliśmy Merola i ruszyliśmy po ciastka… to już jest tradycja, że pobyt w Bornym zaczyna się od wyśmienitych ciastek z Deseo.

A jak już pojechaliśmy do Fort 8 (Suwak) w Warszawie po ciastka to nie obyło się bez lunchu w BeefShop. Darek jak wszedł i zobaczył te wszystkie mięska to aż mu szczęka opadła i stweirdził, że jak kiedyś w Polsce zamówi steaka (a chce spróbować jak rodacy robią amerykański specjał) to zamówi go właśnie tu i teraz. No więc poleciał T-Bone…z masłem czosnkowym rozpływający się po ciepłej powierzchni mięsa.

Ocena - jakość można porównać do dobrych steaków robionych w domu na grillu. Troszkę mu jednak brakowało do steaków najwyższej jakości przyrządzanych w dobrych Steakhousach w Stanach czy innych krajach. Ale będą z nich ludzie. Moja kanapka z pastrami była przepyszna i pobiła słynne kanapki z Katz’s Deli.

Pojedzeni ruszyliśmy w drogę. Mieliśmy do pokonania około 450 km a że trasy nie należały do najszybszych to przewidywany czas przejazdu to około 5h. Mniej więcej tyle nam to zajęło. Tak więc po dojechaniu o 8 wieczór pozostało zjeść tylko pyszne pierogi, które już na nas czekały. Tak się na nie rzuciliśmy z czystego łakomstwa, że nawet zdjęcia nie zrobiliśmy. Ale były przepyszne. Darek stwierdził, że poezja i lepszych nie jadł w życiu…a trochę już żyje i pierogów trochę też już zjadł.

Read More