Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.
Destynacje
- Anglia 7
- Argentyna 1
- Austria 4
- Belgia 4
- Bermuda 2
- Canada 19
- Chile 9
- Czechy 2
- Ekwador 12
- Francja 28
- Gibraltar 1
- Grecja 4
- Hiszpania 13
- Holandia 5
- Hong Kong 2
- Indonezja 4
- Islandia 14
- Korea Południowa 6
- Macau 2
- Malezja 9
- Maroko 7
- Niemcy 4
- Nowa Zelandia 26
- Polska 17
- Portugalia 9
- Qatar 1
- Singapur 7
- Szwajcaria 17
- Słowenia 6
- UAE 3
- USA - Alaska 19
- USA - Colorado 61
- USA - DC 2
- USA - Nowy Jork 38
- USA - Pennsylvania 2
- USA: New England 50
- USA: Northwest 24
- USA: Southeast 17
- USA: Southwest 66
- Włochy 7
- _NY - Adirondacks 46er 20
- _Parki Narodowe USA 38
2016.09.03 Webster, White Mountains, NH
W ten długi weekend minęła druga rocznica naszego wspaniałego bloga. Wszystko rozpoczęło się siedząc dwa lata temu przy ognisku na jednym z najlepszych kempingów na wschodnim wybrzeżu, Lafayette Campground w NH. W tym roku jeszcze nie byliśmy w New Hampshire, więc wybór na długi weekend był oczywisty.
W piątek szybko po pracy i ociekając od upałów Nowojorskich podążyliśmy na północ. Siedem godzin "szybko" zleciało i zostaliśmy przywitani przez chipmunki na naszym ulubionym polu 46, na kempingu Lafayette. Ogniska nie chciało nam się już rozpalać tylko przyrządziliśmy sobie przepysznego dzikiego łososia i około drugiej nad ranem poszliśmy spać.
Niestety nie pospaliśmy długo, bo godzinę później, czyli ok. trzeciej nad ranem, kemping odwiedził niedźwiedź. Wygląda, że w tym roku misiu często pojawia się w naszych opowiadaniach. Naszego pola na szczęście nie odwiedził, bo wiemy jak się zachować z jedzeniem. Natomiast inne pola nie miały tyle szczęścia. Z tego co się dowiedzieliśmy na drugi dzień, parę ludzi mocno wystraszył i to ich krzyki nas obudziły. Podobno tez rozbił szybę w jednym z samochodów, bo kierowca nie do końca domknął okno i zapach jedzenia wydostał się na zewnątrz. Misiu po rozbiciu szyby splądrował samochód w poszukiwaniu jedzenia. My się obróciliśmy na drugi bok i poszliśmy spać. Niestety ok. piątej rano temperatura spadła do 5C co nas znów wyrwało ze snu. Musieliśmy opatulić się naszymi śpiworami jak mumie. O siódmej rano budzik powiedział, ile można spać, wstawać w góry! Na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy średniej długości hike w Crawford Notch.
Crawford Notch jest to przepiękna dolina położona w centralnej części Białych Gór. Żadne z nas jeszcze tam nie było. Wybraliśmy jedną z najbardziej popularnych tras, na szczyt Webster, 3,910 stóp. Trasa ta pokrywa się ze szlakiem Appalachian Trail (AT). Szlak ten ciągnie się ponad 2tys mil, od Georgi do Maine. Średnio potrzebujesz 6 miesięcy, aby to przejść.
Z naszych wcześniejszych obliczeń wychodziło, że wędrowcy, którzy idą z południa na północ, powinni się znajdować dokładnie w tym rejonie. Miałem nadzieję spotkać paru, pogratulować im wytrwałości, a także chwile z nimi pogadać. W końcu planujemy to kiedyś zrobić z Ilonką! Nie wiem tylko dlaczego ona się uparła i chce rozpocząć ten szlak w żaden inny dzień tylko 31 luty. Nie rozumiem?
Jak większość szlaków w Białych Górach, rozpoczyna się ostro i pomału wzdłuż strumyków idzie się w górę. Ten szlak był wyjątkowo równomierny, cały czas równomiernie ostro pod górę. Od samego początku przecinał ostro poziomice i nawet nie dał nam czasu na rozgrzewkę.
Na wysokości około 3000 stóp osiągnęliśmy grań. Mały odpoczynek, podziwianie pięknych widoków, i dalej w górę. Od tego momentu napęd na cztery łapki był wymagany.
Trasa szla samą granią, więc piękne widoki nas nie opuszczały, wiaterek nas schładzał, a ręce kurczowo trzymały się skał.
Po jakiejś godzinie wspinania się po grani osiągnęliśmy szczyt Webster.
Była tak piękna pogoda i przepiękne widoki ze siedzieliśmy tam chyba z trzy kwadranse. Zajadając kabanosy i popijając zimnym piwkiem.
Nie zawiodłem się i na całej trasie spotkałem ponad 20 thru-hikers (ludzi którzy idą cały AT). Większość samotnych, albo już ze swoimi nowymi znajomymi z trasy. Przeróżni ludzie pod względem wieku (20-60+ lat), jak i ubioru, jedni w zimowych czapkach, inni bez koszulek. Każdy nastawiony na idę, idę i muszę przejść, nie ma innej opcji, ja na pewno dojdę do końca. Lubiłem z nimi rozmawiać, każdy z nich miał wiele pozytywnej energii, optymistycznego nastawienia na wszystko, byli oni również bardzo przyjaźni i gadatliwi. Jakby nasz zepsuty świat składał się tylko z takich ludzi, to żyłoby się jak w raju. Część z nich nie szła sama, szła ze swoim przyjacielem, psem. Psy niosły swoje jedzenia, a także wodę do picia. Jeden z thru hikerów na zadane pytanie, czy długo idzie ze swoim psem, odpowiedział:
Nie, pies towarzyszy mi tylko przez ostatnie dwa miesiące.
W sumie nie wiele zostało im do końca. Lekko ponad 300 mil czyli około miesiąca, a dojdą do mety. Co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że dużo z nich nie ma ze sobą namiotów. Uważają, że są to zbędne kilogramy. Śpią w hamakach a nad sobą maja tylko płachtę przeciwdeszczowa. Może i racja, lżejsze, szybciej się rozkłada i składa, a komary i tak uciekają od tych spoconych i brudnych ciał.
Zejście z grani nie było łatwe. Chyba łatwiej się wychodzi po stromym, niż schodzi na dół. Pomalutku, kroczek po kroczku obniżaliśmy się. Było już pod wieczór a dalej spotykaliśmy ludzi z dużymi plecakami i dużą brodą. Niektórzy, jeszcze szli, ale większość szukała już miejsca na swoje "łóżeczko" na kolejna noc.
Nasze łóżeczko czekało na nas na dole. A obok niego ognisko i oczywiście przepyszna kolacja. Dzisiaj jedliśmy wypasione na maxa hamburgery!!!
A teraz siedzimy przy ognisku, piszę bloga i zastanawiamy się co nasz kolega misiu wymyśli dzisiejszej nocy...
No i wymyślił, bo zanim usnęliśmy znów słyszeliśmy ludzkie krzyki gdzieś w oddali. Ach ten misiu, nawet nie pozwoli się wyspać. Chyba powinienem mu zostawić jednego hamburgera żeby się najadł i wrócił do lasu.