Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

Polska Ilona Polska Ilona

2022.09.03-04 Wrocław i Kraków, PL (dzień 8-9)

Piękne, nie? Eee zwykły obraz ktoś pomyśli. Jako dziecko chodziło się po tych muzeach i oglądało te obrazy z większym lub mniejszym zainteresowanie. Częściej z mniejszym. Potem jak szkoły nie ciągnęły nas od muzeum do muzeum to w ogóle nie chodziłam bo przecież były inne ciekawsze rzeczy do robienia czy oglądania. Dopiero gdzieś po przekroczeniu magicznej trzydziestki zaczęłam doceniać ile pracy musi być włożone w taki obraz. To nie, że ktoś zrobi zdjęcie i pójdzie dalej. Namalowanie obrazu z takimi detalami zajmowało dni, miesiące, czasem lata. A ile talentu do tego trzeba…

Nadal nie jestem znawczynią sztuki i muzea odwiedzam raz na dwa lata ale jak jesteśmy w jakimś miejscu z wyjątkowym muzeum to czemu nie. Tak więc będąc we Wrocławiu stwierdziliśmy oboje, że zobaczyć Panoramę Racławicką trzeba. Czy jest ktoś kto nie słyszał o tym słynnym dziele?

Ja w pamięci mam jeszcze obraz Matejki Bitwa pod Grunwaldem który kiedyś oglądałam będąc w podstawówce. Wtedy obraz zrobił na mnie wrażenie, że taki duży. Teraz spodziewałam się czegoś podobnego. Wiedziałam, że jak sama nazwa mówi Panorama Racławicka to panorama więc jest to niekończący się obraz. Wystawiony jest w rotundzie aby łatwiej było oglądać. Kiedy jednak wyszliśmy po schodach i zobaczyliśmy to dzieło to poleciało WOW. Te szczegóły, ta trójwymiarowość, to oświetlenie… naprawdę robi wrażenie.

Bitwa pod Racławicami to obraz namalowany na płótnie o długości 120 m i szerokości 15 m. Został on namalowany w latach 1893-1894 przez zespół malarzy pod kierunkiem Jana Styki i Wojciecha Kossaka. Obraz upamiętnia bitwę pod Racławicami (1794) gdzie pod przywództwem gen. Tadeusza Kościuszki wojska polskie pokonały wojska rosyjskie. Zwycięstwo to było przekazywane przez pokolenia z ust do ust i zagrzewało Polaków do dalszych walk o wolność.

Dzieło początkowo było wystawiane we Lwowie (1894-1944). W 1944 zostało uszkodzone w czasie radzieckich bombardowań Lwowa. Wówczas podjęto decyzję o zwinięciu dzieła w rulon i przeniesieniu do klasztoru bernardynów we Lwowie. Tam przetrwało wojnę. Po wojnie dzięki staraniom władz polskich udało się obraz odzyskać i w 1946 przewieziono go do Wrocławia. Od przewiezienia panoramy do Wrocławia do czasu jej wystawienia w 1985 roku minęło trochę lat. Po pierwsze trzeba było ją odnowić, po drugie wybudować rotundę i po trzecie (najważniejsze) władze PRLu nie do końca zgadzały się na wystawianie obrazu w którym to wojska polskie pokonały rosję. Ehhh… ta polityka.

Na szczęście od 1985 roku Panorama Racławicka znalazła swój dom i może być podziwiana przez ludzi. W 2018 roku świętowano przekroczenie 10 mln sprzedanych biletów a liczba ciągle rośnie bo dzieło to nie traci na popularności.

Pożegnaliśmy się z krasnalami i Wrocławiem. Wiemy jedno - na pewno tu będziemy wracać. Darkowi też spodobało się to miasto. Czas jechać do Krakowa. Minął tydzień odkąd wylądowaliśmy w Amsterdamie, trochę już miejsc zwiedziliśmy, trochę kilometrów przejechaliśmy. Teraz czas odwiedzić południe Polski, przekonać się jak bardzo zmieniło się Zakopane i odwiedzić stare kąty w Krakowie.

A jak stare kąty to oczywiście A4… autostrada autostradą ale jak tu jeździć jak ciężarówki się wymijają. Czy czasem nie jest to zabronione? Chyba jest… ale kto by tam się przejmował. Tak więc Darek "znienawidził” A4 jak tylko na nią wjechał, choć na szczęście nie było aż tak źle. Poza kilkoma przypadkami gdzie troszkę się zwolniło właśnie ze względu na ciężarówki to obyło się bez większych korków. Jak parę dni później jechaliśmy do Dębicy to też mieliśmy szczęście bez korków… choć korki się zdarzają dość często i niestety długie. Jakiś idiota spowoduje wypadek i potem trzeba stać godzinę albo dwie aż posprzątają. Wiemy bo widzieliśmy na pasach w przeciwnym kierunku. Oj jak się cieszyliśmy, że to nie na nas padło.

Na mapie Krakowa pojawiło się nowe miejsce które bardzo chciałam odwiedzić. BGH. W setną rocznicę założenia AGH (mojego Alma Mater) powstał Browar Górniczo-Hutniczy (BGH). Szkoda, że o jego istnieniu dowiedziałam się dopiero w 2021 roku bo na pewno bym dołożyła się i kupiła parę akcji. Jestem dumna - nie ma chyba lepszego pomysłu niż świętowanie stulecia uczelni otwierając browar. Dobra robota AGH! Ha… pierwsza wyższa uczelnia w Krakowie która wpadła na taki pomysł.

Oczywiście musieliśmy spróbować co tam studenci stworzyli. W ogóle to byłam w szoku jak się tam pozmieniało. Klub Studio to nie ten sam budynek, plac pod akademikami też super zagospodarowany. Szkoda, że nie miałam czasu przejść przez całą uczelnię bo widać, że rozwijają się na maksa i aż duma rozpiera, że to właśnie tu latałam z indeksem od egzaminu do egzaminu … a potem na piwko albo tigera (red-bull był za drogi).

Piwko przepyszne tak że zakupiliśmy skrzyneczkę. Trzeba wspierać uczelnię, nie? A tak z ciekawostek to wiecie, że tam też mają krasnale… dużo krasnali, i też latałam i pstryknęłam zdjęcia. W sumie to nie wiem czemu te skrzaty / krasnale tam wylądowały. Ciekawe, ciekawe… chyba muszę o tym więcej poczytać.

Niedzielę spędzimy z rodzinką więc nie będziemy dużo pisać ale od poniedziałku znów się działo więc wrócimy do was z wpisami o Zakopanym.

Read More
Polska Ilona Polska Ilona

2022.09.02 Wrocław, PL (dzień 7)

Wrocław… a co takiego jest we Wrocławiu? Jak to co… krasnale..

A jak już znajdziesz jednego, a potem następnego a potem kolejnego to nagle nawet nie wiesz kiedy brakuje ci pamięci w aparacie bo każdy krasnal jest inny i każdy zasługuje na zdjęcie.

Ja we Wrocławiu byłam trzy razy ale to przed krasnalami, albo powinnam powiedzieć w okresie bez krasnoludkowym. Miedziane figurki krasnali zaczęły pokazywać się na Wrocławskich ulicach w 2005 roku. Wyskakują jak grzyby po deszczu tak więc aktualnie jest ich ponad 300. Są rozrzucone po całym mieście, nie tylko na rynku i w różnych miejscach. Czasem na parapecie, czasem na murze, czasem schowane gdzieś w kącie.

Dlaczego napisałam więc o okresie bez krasnoludkowym? W 80 latach XX wieku krasnale były rozpowszechniane przez Pomarańczową Alternatywę. Pomarańczowa Alternatywa była ruchem antykomunistycznym z korzeniami we Wrocławiu. Ich wesołe i pokojowe naśmiewanie się z PRLu szybko zdobyło zwolenników i rozszerzyło swoją działalność na inne miasta nie tylko Polski. Krasnoludki malowali często na zamalowanych graffiti, głównie zamalowywane były wtedy loga Solidarności.

W ogóle PRL, Solidarność to częste tematy pojawiające się we Wrocławiu. Początki Solidarności każdemu kojarzą się z Gdańskiem i stocznią. Jednak nie wszyscy zgadzali się z działalnością kierownictwa Solidarności. Nadal chcieli walczyć z komunistami ale mieli zastrzeżenia co do strategii “S”. Dlatego w 1982 Kornel Morawiecki wraz z grupą zwolenników założyli Solidarność Walczącą. “SW” głosiła konieczność całkowitego odsunięcia komunistów od władzy. Tak więc Wrocław jako stolica dolnego śląsku również miał swój wpływ na walkę z komunizmem.

Zanim jednak wypiliśmy pierwsze piwko we Wrocławiu minęło trochę czasu. Dziś jechaliśmy ze Szczecina do Wrocławia. Sama droga jednak była dość ciekawa. Szczególnie dlatego, że zatrzymaliśmy się w krzywym lesie pod Gryfinem.

Krzywy Las swoją nazwę i unikatowość zawdzięcza drzewom, które z niewyjaśnionych przyczyn mają osobliwe zdeformowanie. Ponad 100 drzew w tym rejonie posiada jednokierunkowe skrzywienie pnia tworzące zarys litery “C”. Są trzy teorie z czego jedna wydaje się najbardziej prawdopodobna.

Początkowo myślano, że jest to specjalny gatunek sosny który właśnie w ten sposób rośnie. Szybko jednak ta teorię odrzucono. Wszyscy badacze skłaniają się, że drzewa zostały w jakiś sposób nacięte/zniszczone i dlatego rosną tak a nie inaczej.

Oblicza się, że krzywe drzewa zostały posadzone w 1934 roku. Ponieważ ich wzrost przypadł na lata wojenne to druga teoria jest, że drzewa te zostały zniszczone przez stacjonujące na tych terenach czołgi rosyjskie. Zniszczenie przez czołgi miało wpłynąć na krzywy wzrost drzewa.

Ostatnia jednak teoria mówi, że pnie młodych sosen zostały celowo nacięte przez człowieka od strony południowej w celu przygięcia wierzchołka do ziemi. Przy dalszym wzroście drzew wierzchołki się wyginały ku górze tworząc obecnie obserwowane krzywizny. Jest to prawdziwa teoria poparta badaniami i obserwacji. Aktualnie nadleśnictwo planuje powtórzyć ten zabieg i powiększyć krzywy las.

A czemu ludzie tak robili? Głównie dlatego aby potem łatwiej było budować beczki, kadzie, meble it. Nie jest bowiem łatwo zakrzywić proste drzewo. Potrzeba matką wynalazku jak to się mówi.

Nie jest to wielki las ale zdecydowanie polecam odwiedzić. Taka ciekawostka przyrodnicza. Inną ciekawostkę jaką spotkaliśmy na trasie był Jezus. Słyszałam, że w Świebodzinie powstała druga na świecie co do wielkości rzeźba Jezusa. Ale nie przypuszczałam, że można ją zobaczyć z drogi. Jakie było nasze zaskoczenie jak nagle na pustych polach pojawił się posąg Jezusa. Z tej odległości robi wrażenie to co dopiero musi być jak podjedzie się pod sam posąg.

Posąg powstał z inicjatywy proboszcza parafii w Świebodzinie, i został sponsorowany przez datki parafian, Polonii Amerykańskiej i lokalnych przedsiębiorców. Pomnik został zainspirowany słynną rzeźbą Jezusa z Rio de Janeiro. W efekcie końcowym Polski pomnik jest o 2 metry wyższy. Nie przewyższył jednak pomnika wybudowanego w Encantado w Brazyli.

Myśmy pod pomnik nie zajeżdżali ale po WieśMac’a jak najbardziej. Ja kompletnie zapomniałam, że Polska ma swój własny dedykowany hamburger w McDonald’s. A Darek dopiero po raz pierwszy się o nim dowiedział, więc musiał spróbować. Hamburger jak hamburger… ja tam w Polsce wolę jednak jeść KFC od McDonalds’a. Z ciekawostek - nie polecam KFC w Stanach. Tu można się nieźle do KFC zrazić.

W końcu udało nam się dojechać do ukochanego Wrocławia. Bo ja Wrocław to lubię bardziej niż Kraków… może to kwestia świeżości, że we Wrocławiu nadal odkrywam nowe zakamarki a Kraków znam już dość dobrze. A może to kwestia tego, że Wrocław jest mniej zatłoczony turystami, którzy w lecie są plagą na rynku. A może dlatego, że byłam tu tylko kilka dni i jeszcze urok nie minął. W każdym razie, dojechaliśmy, zaparkowaliśmy auto pod hotelem, poszliśmy po klucze, wchodzimy do pokoju i jak tylko otwarłam drzwi to Darek mówi…

“Ej, poczekaj bo oni nie posprzątali. Tam jest jakiś talerz z okruchami”.

Talerz był ale z ciastkami i karteczką, że witają i są zaszczyceni wizytą tak szanownego gościa. Warto zbierać statusy w hotelach i liniach lotniczych, oh warto…

Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na miasto. I tu się zaczęło. Zaczęło się od pierwszego krasnala a potem leniwie włóczyliśmy się po rynku i uliczkach, choć często było o popatrz tam, o tam jest krasnal. I nagle zwiedzanie przerodziło się w polowanie na krasnale.

Udało nam się jednak trochę pozwiedzać miasta, pozaglądać w każdą uliczkę czy zaułek i odwiedzić Bazylikę św. Elżbiety. W bazylice tym znajduje się mauzoleum polski podziemnej i AK. Nas w Bazylice tej zauroczyły organy. Naprawdę pięknie grały.

Na kolację poszliśmy do knajpy Konspira. Może ktoś powie, że turystyczna knajpa. No tak więcej się tam słyszało angielskiego niż polskiego. Może i jest dla turystów, ale kim my jesteśmy? Konspira jest zrobiona w typowo PRLowskim stylu. Na monitorach rozwieszonych po sali można oglądać zdjęcia z lat 70-80. Zdjęcia kartek czy dowcipnych rysunków też nie zabrakło.

Poza odniesieniami i akcentami ze starych lat nie zabrakło też niestety komentarzy z aktualnych czasów. Przed wejściem do restauracji stoi duży kartonowy traktor ciągnący Putina. Jak widać wolność jest najważniejszą wartością tu - nie może być inaczej. Walka w Ukrainie różni się od Polskiej walki z czasów Solidarności ale cel i wróg jest ten sam.

Normalnie omijamy restauracje które skupiają się bardziej na wystroju. Jakoś obawiamy się, że są to pułapki turystyczne i jedzenie może nie być na najwyższym poziomie. Tutaj jednak się nie rozczarowaliśmy. Darek wziął golonkę czyli Wyżera Burżuja. Ja natomiast postawiłam na tradycyjną dolnośląską kuchnię i wybrałam Roladę Dolnośląską. Było przepysznie…ale strasznie dużo.

Po zjedzeniu ponad kilogramowej golonki Darek stwierdził, że nawet na piwo nie ma już miejsca. Pięćdziesiątka wódki też nie pomogła bo jakoś nie wchodziła (od wódki to my już się odzwyczailiśmy), więc nie pozostało nic innego jak spacer.

Wybór na spacer był prosty - Ostrów Tumski. Jest to najstarsza i najbardziej zabytkowa część Wrocławia. Położony na wyspie swoją historię pamięta jeszcze z czasów piastów. Początkowo gród Piastów w XIV wieku przeszedł w ręce kościoła. Ja Ostrów lubię odwiedzać wieczorem gdzie oświetlenie starych budynków nadaje mu odpowiedni charakter i klimat.

Na wyspę weszliśmy mostem Piaskowym i Tumskim a wróciliśmy mostem Pokoju. Jak wracaliśmy znów do centrum to doświadczyliśmy ciekawej rzeczy. Idąc brzegiem odry zobaczyliśmy masę młodzieży imprezującej. Siedzieli sobie na schodach nad rzeką i pili drinki, piwka co kto lubi. Byli kulturalni ale zdecydowanie nie chowali alkoholu… a ja myślałam, że w Polsce nie można pić na ulicy… hmm… ciekawe. Przypomniały się czasy młodzieńcze, oj przypomniały.

Długi dzień za nami, ponad 15tys kroków zrobionych. Wszystko co chcieliśmy zwiedzić zwiedzone więc można było pomału wracać do hotelu. Nawet nam się nie chciało nigdzie wchodzić na piwo bo nadal czuliśmy jak bardzo objedzeni jesteśmy. No tak w Polsce to się dużo jada bo wszystko tu takie dobre i w domu tego nie ma. Jutro jedziemy dalej do Krakowa ale zanim to się stanie to jeszcze odwiedzimy Panoramę Racławicką.

Read More