Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

Canada, USA: Northwest Ilona Canada, USA: Northwest Ilona

2025.03.01 Seattle, WA (dzień 1)

Jeden wyjazd na narty sami, jeden z przyjaciółmi i jeden z rodzinką…równowaga musi być. Po Park City w którym byliśmy w styczniu przyszedł czas na kolejne piękne górki na zachodnim wybrzeżu. Tym razem padło na Whistler. Ostatni raz byliśmy tam w 2018 roku i było super…nie oczekujemy niczego innego!

W piątek wieczorem opuściliśmy naszą metropolię i polecieliśmy do Seattle. Tam przespaliśmy się przy lotnisku i w sobotę z samego rana mogliśmy oficjalnie rozpocząć wakacje. A co nas przywitało? Oczywiście że mglisty poranek, w Seattle nie mogło być inaczej.

Z Seattle do Whistler jest trochę ponad 4h jazdy samochodem. Do tego granicę trzeba przejechać więc trzeba doliczyć dodatkowy czas. Trochę późno bylibyśmy w Whistler więc zaczęliśmy rozmyślać co fajnego można zobaczyć w okolicy. Darek rozważał Stevens pass ale internet go zniechęcił jak wyczytał że przy wyjeździe z resortu zawsze są korki bo droga wąska a wszyscy wyjeżdżają o tej samej porze.

Szybko jednak pojawiła się inna opcja. Woodinville Destylarnia. Darek bardzo lubi i sprzedaje ich produkty, a akurat główny manager był nie dawno w Corkery i od słowa do słowa doszło do zaproszenia. My nie pogardzany takich zaproszeń i chętnie skorzystaliśmy.

Wycieczka była przednia. Jon opowiadał z pasją o Woodinville, jego karierze w biznesie i innych ciekawostkach. O produkcji whiskey się aż tak nie rozgadywał bo na tym etapie to i my już wiemy, że burbon to kukurydza, jęczmień i czasem żyto. A jak pije się whiskey zwaną rye…to żyto zastępuje kukurydzę w całości. Wiemy też żeby burbon był burbonem to musi mieć 51% (co najmniej) kukurydzy.

Nie wiedzieliśmy jednak (albo przynajmniej ja nie wiedziałam), że Woodinville Distillery stosuje zarówno tradycyjne alembiki (pot stills), jak i kolumny destylacyjne (column stills) w procesie produkcji whiskey. Alembiki są używane do destylacji wsadowej, co pozwala na większą kontrolę nad smakiem i aromatem destylatu. Dzięki miedzianej konstrukcji alembików, usuwane są związki siarki, co przyczynia się do uzyskania gładkości i bogactwa smaku.

Kolumny destylacyjne, z kolei, umożliwiają ciągłą destylację, co zwiększa efektywność produkcji i pozwala na uzyskanie wyższych stężeń alkoholu. Dzięki zastosowaniu obu metod, Woodinville Distillery może tworzyć whiskey o złożonym profilu smakowym, łącząc tradycję z nowoczesnymi technologiami.

Brzmi to poważnie…no tak, bo wyrób whiskey to poważna sprawa. Ale prawda jest taka, że nie ważne jak to robią ale jako rezultat jest. A rezultat jest przedni…

Możemy potwierdzić, że efekt końcowy jest bardzo dobry. Co prawda większość testowaliśmy tylko w bardzo małych ilościach ale Jon, rozumiejąc, że przed nami jeszcze długa droga zaproponował, żebyśmy sobie sami polali na co mamy ochotę, zapakowali jak fachowi producenci i wzięli ze sobą aby spróbować wieczorem na spokojnie.

Co za doświadczenie…wow… po Szampanii, a teraz Woodinville to ja już nie chcę chodzić na wycieczki incognito. Trzeba korzystać z przywilejów jakie praca daje.

Ta cała szarówka z rana w południe już całkowicie zniknęła a o drugiej popołudniu to już spokojnie można było chodzić w krótkim rękawie i siedzieć na zewnątrz.

Obok Destylarni była bardzo fajnie wyglądająca restauracja. Zresztą też bardzo polecana. Bez zastanowienia poszliśmy tam na lunch. Pyszny wybór…a jeszcze lepiej nam smakowało jak się okazało, że rachunek zapłacony z góry…wow…dziękujemy Woodinville! I tym oto sposobem High West stracił małego klienta (mnie) a Woodinville zyskał. Wiem, że moje odejście od High West nie zmieni nic w ich życiu bo moja konsumpcja to ok. jedna butelka na rok. Ale mam nadzieję, ze Darek będzie polecał Woodinville jeszcze bardziej i jak przyjedziemy tu znów za jakiś czas to pochwalą się, że ich produkcji zwiększyła się z 70tys skrzynek do 100tys. Tego im życzę bo zasługują.

Fajnie się siedziało i pogoda w Seattle też nie zachęcała do opuszczenia tego rejonu, ale górki czekają i trzeba w końcu przekroczyć tą granicę.

Na granicy poszło w miarę sprawnie. Niestety w Vancouver było gorzej. Musieliśmy wjechać do miasta po jakieś zakupy. Jakoś nie lubimy ryb czy ogólnie jeżdżenia z takich przy autostradowych supermarketów. Znaleźliśmy fajny sklep z rybkami i postanowiliśmy się zaopatrzyć co by parę kolacji zrobić w domku.

Niestety korki w Vancouver są masakra. Całe zakupy zajęły nam ok 2h ale 1.5h to stanie w korkach albo przepychanie się przez miasto. Vancouver ma chyba najgorzej zsynchronizowane światła jakie w życiu widziałam.

Z Vancouver do Whistler mieliśmy około 2h jazdy. Niestety to już pokonaliśmy głównie po ciemku. W międzyczasie, nasi przyjaciele też wylądowali i zaczęli nas gonić…i udało im się nawet. Dojechali do domku 15 min po nas. Idealnie na degustację prezentów z Woodinville, które w końcu Darek mógł pić i nie wypluwać.

Read More